poniedziałek, 3 maja 2010

Krach wielkiej floty

Pancernik "Dunkerque"

Krach wielkiej floty

Rząd w Londynie nie od razu dowiedział się o wszystkich warunkach rozejmu, ale oficjalnie głoszoną przez Niemców zapowiedź rozbrojenia i unieruchomienia francuskiej floty potraktował z najwyższą uwagą i niepokojem. Nikt w angielskiej admiralicji nie mógł wątpić, że za tymi propagandowymi frazesami kryje się zupełnie inny zamiar. U progu wojny rezygnować z tylu okrętów. Kriegsmarine nie miała powodów, żeby tak postąpić , miała natomiast dość wyszkolonych marynarzy do obsadzenia tych jednostek już pod swoją banderą.


Jednak tak nie mogło się stać. Nie tak dawno jeszcze alianci z obu stron kanału La Manche potrafili trwonić czas na jałowych dyskusjach i sporach teraz po niespodziewanie szybkiej klęsce i kapitulacji Francji Brytyjczycy nie mieli skrępowanych rąk, górę brał wyłącznie ich interes, toteż zapadły decyzje niezwłoczne i stanowcze. Sytuacja zmuszała ich do szybkiego podjęcia gry o wysoką stawkę, rzucili więc wszystko na jedną kartę.

Francuska marynarka wojenna była wówczas czwartą potęgą na morzach świata, mimo że do maja 1940 roku nie zakończyła jeszcze planu budowy i modernizacji. W porównaniu z niemiecką posiadała większy tonaż i większą liczbę jednostek pływających, choć ich walory taktyczno-techniczne prezentowały się różnie: obok okrętów nowoczesnych, wodowanych na krótko przed wojną, nie brakowało przestarzałych. W sumie jednak stanowiła wartościowy potencjał, co w pełni dostrzegli Niemcy, narzucając twarde warunki zawieszenia broni. Zdobyczne jednostki, zwłaszcza najnowsze pancerniki i krążowniki, niszczyciele i okręty podwodne kilku typów mogły ogromie wzmocnić siły niemieckiej floty, która została nadszarpnięta na wodach Norwegii i Morza Północnego.

Cenny łup nie znajdował się jednak pod ręką, był rozlokowany w oddalonych rejonach, część okrętów stacjonowała w portach południowej Anglii i w Aleksandrii, część znajdowała się w Tulonie, inne zespoły złożone z ciężkich jednostek przebywały w kolonialnych bazach w Algierii, Senegalu i Martynice.

To właśnie tą flotę Niemcy pragnęli przejąć, ale okazało się, że bez pomocy samych francuzów nie podołają temu zadaniu. Liczyć na pomoc pokonanego przeciwnika to zgoła paradoks, a jednak nie spotkali się z sprzeciwem. Kapitulacja obnażyła głębokie rozdarcie Francji: po jednej stronie pojawił się generał Charles de Gaulle, zwolennik kontynuowania wojny aż do zwycięstwa, a po drugiej stronie znalazł się marszałek Philippe Petain, zwolennik pojednania z Niemcami po doznanej porażce i kapitulacji. Ludzie z jego ekipy, którzy niebawem mieli utworzyć kolaboracyjny rząd w Vichy, gotowi byli spełnić wszystkie żądania Niemców. Gotowość okazał sam minister marynarki, admirał Jean Darlan, który mimo kapitulacji nadal pozostawał dowódcą floty. Nikt nie odebrał mu prawa wydawania rozkazów, co więcej wierzył, że będą wykonywane.

Korzystając z tego, Niemcy podyktowali mu trzy postulaty: flota zbierze się w kilku wyznaczonych punktach, pod kontrolą niemiecką lub włoską przeprowadzone zostanie rozbrojenie okrętów z całkowitym zdeponowaniem amunicji bojowej, środków łączności radiowej i szyfrów, wreszcie w ostatniej fazie nastąpi demobilizacja załóg z pozostawieniem ludzi najbardziej potrzebnych. Następnie dowództwo niemieckiej floty miało zdecydować, które jednostki wrócą do floty admirała Darlana, aby pełnić dalszą służbę pod banderą sił morskich Vichy. Wszystkie inne miały być doszczętnie zdemontowane i przeznaczone na złom. Nic dodać nic ująć, kłamstwo grubymi nićmi szyte.

W Londynie w to nie wierzono. Kiedy trwały jeszcze pertraktacje, dosyć przewlekle, poruszona Admiralicja przystąpiła do energicznego przeciwdziałania. Na jej rozkaz w dniu trzeciego lipca 1940 roku Brytyjczycy zajęli wszystkie francuskie okręty, które stacjonowały w Anglii i Egipcie. Akcja przebiegła be incydentów przy biernej postawie załóg. Zaproponowano im dalszą walkę pod sztandarem Wolnych Francuzów bądź powrót do marionetkowego państwa Vichy na statkach neutralnych bander. Wybór był różny, propaganda Petaina dotarła już do tych ludzi i nie pozostała, niestety bez echa.

Pancernik "Richelieu"














Tego samego dnia silna eskadra Royal Navy z Gibraltaru w składzie między innymi trzech pancerników i lotniskowca, pod dowództwem wiceadmirała J. F. Sommerville’a wpłynęła znienacka na wody w pobliżu portu Mers El-Kebir. Według danych wywiadu miał tam stacjonować trzon francuskiej floty. Cel operacji był jeden, za wszelką cenę nie dopuścić do zdobycia tych okrętów przez Niemców. Wysłany z flagowego pancernika HMS „Resolution” parlamentariusz przedstawił do wyboru cztery warunki:

- przyłączenie się do sił brytyjskich na Morzu Śródziemnym
- przejście do dyspozycji generała de Gaulle’a
- odpłynięcie do któregoś z francuskich partów w Indiach Zachodnich z jednoczesnym zaniechaniem dalszego udziału w wojnie
- samo zatopienie

Ponadto w końcu ostrzeżenie, że gdyby żaden z tych warunków nie został spełniony, do głosu dojdą armaty. Francuski dowódca, wiceadmirał M. Gonsoul, przyjął parlamentariusza z ceremoniałem ale odesłał go z kwitkiem, zdecydowanie odrzucając ultimatum. Od tej chwili sojusznicy jeszcze sprzed kilkunastu dni przestali być sojusznikami, nie łączyło ich nic, dzieliła przepaść. Gdy ruszyły na start samoloty z lotniskowca HMS „Ark Royal”, wszyscy już wiedzieli, że po obu stronach poleje się krew. Bomby jednak nie spadły, za to do wody poleciały miny, żeby zamknąć francuzom drogę wyjścia z portu. Po tym zrzucie około godziny osiemnastej rozdarły ciszę pierwsze salwy z brytyjskich okrętów.

Riposta była natychmiastowa i w zatoce rozszalało się piekło. Francuzi jednak znajdowali się w gorszym położeniu, ponieważ byli stłoczeni na małym akwenie i nie mieli miejsca na swobodne ruchy swoich okrętów. Po dwunastu minutach dwustronnego ognia potężna eksplozja targnęła francuskim pancernikiem „Bretagno”, który osiadł na dnie. Tuż po nim przewrócił się na burtę trafiony jeden z niszczycieli. Płomienie ognia pojawiły się na pancernikach „Provence” i „Dunkerque”, od zupełnej zagłady uratowały się osiadając na mieliznach. Z matni umknął tylko czwarty pancernik „Strasbourg”, który w osłonie pięciu niszczycieli zaryzykował przejście przez pole minowe i przy ogromnym szczęściu udało im się przejść bez żadnych strat. Tylko one zdołały dotrzeć do Tulonu dla innych okrętów Mers El-Kebir stał się ich grobem.

Zgineło 1279 marynarzy francuskich, liczba rannych nie jest znana, tak samo jak nie są znane straty Brytyjczyków, na kilku trafionych okrętach, choć wszystkie powróciły do Gibraltaru.

Pięć dni potem na celowniku Brytyjczyków znalazł się Dakar, gdzie wykryty został pancernik „Richelieu”. Była to nowoczesna jednostka o wyporności 35 000 ton, duma francuskiej floty. Towarzyszyły mu inne okręty i wyjątkowo silna obrona przeciwlotnicza. Misja parlamentariusza i tutaj nie dała żadnego efektu. Pancernik został storpedowany a kilka innych okrętów zostało mocno uszkodzonych. Port został zniszczony oraz wybuchł pożar ze zbiornikami ropy. Po kolejnym ataku na Dakar we wrześniu 1940 roku samoloty Vichy zbombardowały w odwecie Gibraltar.

Pancernik "Richelieu"








Po serii takich uderzeń i blokadzie Martyniki francuska flota, wbrew zdrowemu rozsądkowi wierna rozkazom swojego admirała Darlana, musiała się pogodzić z jeszcze jedną klęską straciła okręty i twarz. Niemcy ostatecznie nie skorzystali z jej tonażu, ale sama szła też nieuchronnie ku zagładzie służąc kolaborantom z Vichy. Tulon wyznaczył jej kres, lecz ta spóźniona próba ratowania honoru była już tylko prezentem dla historii.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz