niedziela, 9 maja 2010

Zatopienie HMS Royal Oak

Zatopienie HMS Royal Oak

Na początku drugiej połowy października roku 1939 świat obiegła wieść: „Brytyjski pancernik, HMS „Royal Oak” -, zatopiony!" W szczególnie radosnym i triumfalnym tonie otrąbiły tę wiadomość wszystkie instrumenty propagandowe Trzeciej Rzeszy. Pancernik ten został bowiem storpedowany nie na pełnym morzu, ale wewnątrz jednej z największych brytyjskich baz morskich w Scapa Flow!

Brytyjczycy oficjalnie potwierdzili stratę nie wdając się co zrozumiałe w szczegóły. I tak była ona bolesna: wraz z pancernikiem poszło na dno 833 angielskich marynarzy. Tragedia HMS "Royal Oak" była zresztą kolejną. dotkliwą porażką Royal Navy na morzu, jedynej wówczas arenie zmagań wojennych, na którą Hitler rzucił wszystkie siły swej Kriegsmarine w nadziei, Że poprzez szczelną blokadę Wyspy i odcięcie szlaków żeglugowych zdoła zastraszyć Brytyjczyków i zmusić ich do szybkiego zawarcia pokoju. Podobną blokadę ogłosiła także Wielka Brytania wobec Niemiec i to już w pierwszym dniu przystąpienia do wojny. Rzecz jednak w tym, iż Brytyjczycy prowadzili swoje morskie akcje przestrzegając ściśle międzynarodowych konwencji i praw, podczas gdy Kriegsmarine uderzyła od razu z całą brutalnością, łamiąc wszelkie obowiązujące dotąd w tej dziedzinie przepisy i zasady.



Pierwszą ofiarą pirackiej wojny podwodnej padł brytyjski statek pasażerski „Athenia" storpedowany już w dniu 3 września 1939 roku przez U-30 pod dowództwem kpt. F. J. Lempa, w odległości 25O mil na zachód od Irlandii. Dzięki sprawnej akcji ratowniczej zorganizowanej przez znajdujące się w pobliżu statki różnych bander, większość spośród 1103 pasażerów i 315 ludzi załogi zostało uratowano, ale bestialskie zatopienie bezbronnego "pasażera" wywołało w świecie szok. Prasa i radio (w tym również amerykańskie) piętnowały ten haniebny wyczyn w najostrzejszych słowach. Niemcy jednak przerazili się nie na żarty dopiero wówczas, kiedy padło porównanie: druga "Lusitania". Pamiętali. że zatopienie przez nich w latach I wojny światowej statku pasażerskiego o tej nazwie przeważyło szalę i spowodowało bezpośrednio przystąpienie Stanów Zjednoczonych do wojny.

Hitlerowska dyplomacja i propaganda wszczęły natychmiast kontrakcję. Najpierw stwierdzono oficjalnie, iż żaden z niemieckich okrętów podwodnych nie operował w tamtym rejonie i stąd posądzenie Niemców o zatopienie „Athenii” jest absolutnie bezpodstawne a potem ruszyła machina dr. Goebbelsa o zatopieniu "Athenii" oskarżył on... Churchilla sugerując, że w ten sposób usiłował on wciągnąć USA do wojny. Natychmiast zaś po powrocie U-30 do bazy w Wilhelmshaven ukarano symbolicznie kpt. Lempa, nakazano bezwzględne milczenie całej załodze i sfałszowano okrętowy dziennik zdarzeń bojowych.

Te wszystkie fakty wyszły jednak na jaw dopiero podczas procesu norymberskiego, a koronnym dowodem oskarżenia w tej sprawie był właśnie ten nieudolnie sfałszowany dziennik okrętowy U-30. Nie oznacza to jednak wcale, że wtedy w początkach września 1939 roku świat uwierzył w niemieckie kłamstwa. Najlepszym dowodem był bilans zatopionych bez ostrzeżenia i nakazywanej przez międzynarodowe konwencje procedury statków handlowych w samym tylko wrześniu 1939 roku alianci stracili 41 statków o tonażu ponad 153 tysięcy BRT.

Nie lepiej wiodło się innym okrętom wojennym Royal Navy. W dniu 14 września niemiecki U-39 zaatakował torpedami lotniskowiec HMS „Ark Royal" i tylko przypadek sprawił, że okręt ten ocalał, odpalone torpedy wybuchły, nie dochodząc celu U-39 został wówczas zniszczony przez trzy idące w eskorcie lotniskowca niszczyciele. Był pierwszym niemieckim okrętem podwodnym zatopionym w tej wojnie ale już w trzy dni później, 17 września, inny niemiecki U-boot U-29 pod dowództwem kpt. Schuharta posłał na dno dwoma celnymi torpedami lotniskowiec brytyjski HMS "Courageous" wraz z 518 ludźmi załogi.

Lotniskowiec HMS "Courageous"










Tragedia HMS „Royal Oak" dopełniła miary. Admiralicja brytyjska musiała poważnie zastanowić się nad własną, stosowaną dotąd taktyką walki na morzu, biorąc szczególnie pod uwagę narastające zagrożenie spod wody. Najdrastyczniejszym zaś przykładem był właśnie atak torpedowy na HMS "Royal Ook" dokonany przecież na bezpiecznych - bo pilnie strzeżonych wodach bazy Scapa Flow to było wprost niepojęte.

Już samo położenie tej bazy, w której od lat stacjonowały główne siły Home Fleet - Floty Macierzystej było gwarancją bezpieczeństwa. Rozciągający się na północ od Szkocji archipelag Orkadów składa się z posępnych, skalistych wysp, wyrastających z morza, jak twierdze. Trudno podejść do nich niepostrzeżenie i dlatego właśnie na jednej z nich, wyspie Mainland, zwanej także Pomoną usytuowano tę bazę. Ma ona ku temu szczególne warunki: wewnątrz wyspy, za wysokim pierścieniem skał rozlewa się obszerna zatoka stanowiąca znakomite kotwicowisko i schronienie dla najcięższych okrętów. Prowadzi do niej z morza kilka dość wysokich i krętych przejść, tak łatwych do zamknięcia, i obrony.

A jednak U-47 pod dowództwem 31-letniego kpt. Gunthera Priena dostał się właśnie na wody owej wewnętrznej zatoki. Wykorzystał ciemną, bezksiężycową noc z 13 na 14 października. Wszedł przez cieśninę Kirk Sound, wykorzystując tam jedyne z niezamkniętych przejść, dostrzegł sylwetkę wielkiego, stojącego na kotwicy okrętu i o godz. 0.58 odpalił w jego kierunku z odległości 4 tys. metrów cztery torpedy z wyrzutni dziobowych. Celu doszła tylko jedna, ocierając się właśnie o dziób HMS „Royal Oak”, eksplozjo była tak słaba, że dowódca i oficerowie angielskiego pancernika zdecydowali się szukać jej przyczyn raczej we wnętrzu okrętu. W tym czasie kpt. Prien obrócił swój okręt i odpalił kolejną salwę czterech torped z wyrzutni rufowych. Wszystkie jednak ominęły cel a kpt. Prienowi pozostawiono jeszcze tyle czasu, że mógł odejść na pewna odległość. Załadować od nowa wyrzutnie i o godz. 1.16 odpalić. znów trzy torpedy.

Teraz celne. Nie najnowocześniejszy ale potężnie uzbrojony (8 dział o kalibrze 381 mm 12 o kalibrze 152 mm i osiem 102 mm dział przeciwlotniczych) pancernik "Royal Oak" o wyporności ponad 29 tysięcy ton już po 13 minutach przewrócił się do góry dnem, zabierając ze sobą na dno 833 ludzi. U-47 zaś wycofał się z zatoki i o godz. 2.15 był już na otwartym morzu.

Oczywiste, że wówczas Admiralicja brytyjska nie znała wszystkich szczegółów ale pozostawały nagie fakty: śmierć pancernika w strzeżonej bazie. Nie ulegało najmniejszej wątpliwości, że baza ta była strzeżona źle, że zaniedbano zamknięcia sieciami zagrodowymi jednego z przejść, że źle funkcjonował "kordon ochronny" własnych okrtów broniących podejść do Scapa Flow. Naganna była niefrasobliwość oficerów floty, wynikająca z przesadnej pewności, że przecież wewnątrz bazy nic złego nie maże ich spotkać, zbyt późno zabrano się do poszukiwali wrogiego okrętu podwodnego, kiedy stało się już jasne, że tylko U-boot mógł być sprawca dramatu.

Jedno stanowiło zagadkę, w jaki sposób wrogi U-boot trafił na niezamknięte przejście do zatoki. Czy był to tylko, przypadek czy też..

Pewne światło rzuca na tę sprawę fragment wspomnień Waltera Schellenberga, szefa wywiadu Trzeciej Rzeszy na zagranicę. Otóż w książce pt. "Labirynt" wydanej w roku 1956 w Nowym Jorku opisuję on dając przykład "długofalowej" pracy wywiadu działania jednego z rezydentów. Był nim Alfred Wehring, komandor byłej cesarskiej floty niemieckiej. Po pobycie w Szwajcarii, gdzie uczył się sztuki zegarmistrzowskiej przybył w 1927 roku do Anglii ze szwajcarskim paszportem na nazwiska Albert Oertel i osiadł na wyspie Mainland, otwierając sklepik zegarmistrzowski w małej miejscowości w pobliżu bazy Scapa Flow. W 1932 roku otrzymał on nawet obywatelstwo brytyjskie ale przez cały czas nadsyłał do Niemiec, informacje o ruchach Home Fleet. Jego też dziełem było według Schellenberqa przekazanie wiadomości o tym, ze we wschodnim wejściu do Scapa Flow brak sieci zagrodowych. Komandor Karl Donitz dowódca sił podwodnych Kriegsmarine mógł więc wysłać U-47 na pewniaka, wiedząc, że będzie miał otwartą drogę.

Nie ma powodów, by nie wierzyć Schellenberaowi, ale nie ma też innych dowodów, że tak było w rzeczywistości. W tym jednak świetle zuchwały z pozoru rajd kapitana Priena nabiera innych wymiarów, był on tylko wykonawcą drobiazgowo opracowanego planu. Plan ten zaś nie powstałby, gdyby nie dane dostarczone przez agenta wywiadu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz