wtorek, 1 lutego 2011

Czołgi 7TP

Polski czołg 7TP

Czołgi 7TP

Opinia o czołgach 7TP mówiła o nich jako na ogół zupełnie udany typ czołgu lekkiego, wozy produkcji lat 1938/1939 należały do najlepszych w swojej klasie w skali światowej. Ocena ta była zatem nader pozytywna, stanowiąca wyraz uznania dla dojrzałości i wysokiego rodzimej myśli technicznej, która jednak w międzywojennych latach nie szła w parze z budżetowymi możliwościami państwa.



W listopadzie 1931 roku Ministerstwo Spraw Wojskowych podpisało urnowe z brytyjskim koncernem Vickers-Armstrong na dostawę 50 szeroko wówczas reklamowanych czołgów lekkich typu „E" w wariancie jedno- i dwu- wieżowym. Producent opracował ten model w zasadzie tytko na eksport, oferując także sprzedaż licencji. Wśród nabywców znalazły się między innymi Włochy, Czechosłowacja i ZSRR. Dynamicznie rozwijany przemysł Sowietów najwcześniej zmodernizował ten czołg i pod nazwa T-26 wdrożył do produkcji, budując w latach 1931-1941 łącznie 12 000 wozów tego typu w kilku odmianach, a była to na owe lata liczba zgoła rekordowa.

Brytyjska firma dostarczyła do Polski tylko 38 czołgów, opłata za pozostałe poszła na konto praw licencyjnych. Fachowcy z Biuro Studiów Państwowych Zakładów Inżynierii, a później także z utworzonego w 1934 roku Biura Badań Technicznych Broni Pancernych, dokładnie zapoznali się z tym wozem, słusznie uznając, że mimo wielu udanych rozwiązań nie jest dziełem na wskroś doskonałym. Odrzucili sugestie jego skopiowania, wysuwając projekt kilku ulepszeń w tym zwłaszcza zmiany silnika benzynowego na diesla. Na podwoziu tego czołgu opracowano najpierw pilnie w wojsku potrzebny gąsienicowy ciągnik artyleryjski i ewakuacyjny typu C 7P z nowym silnikiem dieslowskim Saurer BDL o mocy 110 KM (81 kW),. produkowanym już w kraju na licencji szwajcarskiej.

Po pomyślnym zakończeniu trudnych prób poligonowych zbudowano w latach 1934-1939 ponad 80 takich ciągników i prawie wszystkie znalazły się w jedynym wówczas pułku artylerii najcięższej, który stacjonował w Górze Kalwarii. Ten sam, sprawdzony już silnik zastosowano także w polskich czołgach lekkich, oznaczonych symbolem 7 TP. Pierwszą serie 22 tych wozów zmontowano od podstaw w wytwórni Państwowych Zakładów Inżynierii F-1 w Czechowicach pod Warszawą (dzisiejszy Ursus), specjalizującej się w budowie kołowych i gąsienicowych pojazdów dla wojska. Od pierwowzoru Vickers E różniły się one wzmocnionym zawieszeniem, nieco grubszym pancerzem, powiększoną bryłą kadłuba w przedziale silnikowym z nowym układem chłodzenia, co z kolei spowodowało wzrost masy własnej, ale z zachowaniem wymaganych walorów trakcyjnych. Ta seria objęła tylko model dwuwieżowy łowy, uzbrojony w dwa ciężkie karabiny maszynowe 7,92 mm z zapasem 3000 naboi na każdą lufę. Kilkanaście tych czołgów trafiło do 3 batalionu pancernego w Warszawie.

Drugą partię 16 kolejnych czołgów 7TP, zbudowano też w wariancie dwuwieżowym, choć ten pomysł nie należał do fortunnych. Radykalna zmiana nastąpiła jednak dopiero w roku 1937, kiedy zdołano opracować półautomatyczną armatę kalibru 37 mm, przystosowaną do zainstalowania w wozach jednowieżowych. Była to udana adaptacja znanej już armaty przeciwpancernej, produkowanej na dużą skalę w oparciu o licencję szwedzkiej firmy Bofors. Tę świetną armatę zamontowano na czołgach trzeciej generacji w ilości 36 sztuk i przebudowanej drugiej, a potem w dwóch następnych.

Pierwszy model wieży, mieszczącej armatę i sprzężony z nią karabin maszynowy, był źle wyważony, toteż w porozumieniu z Boforsem zaprojektowano jego modernizację, dodając z tyłu pancerną niszę na krótkofalową radiostację N2/C. Ulepszono również przyrządy celownicze i w górnej płycie wieży zainstalowano peryskop zaprojektowany przez mjr. Inż. Rudolfa Gundlacha do obserwacji okrężnej, zakupiony też przez koncern Vickers-Armstronga na prawach polskiego patentu. W takiej postaci czołg 7 TP z zapasem 80 scalonych naboi do armaty i 3960 naboi do karabinu maszynowego stawał się sprawnym narzędziem walki, w niczym nie ustępując wozom bojowym niemieckiej armii z własną przewagą w sile ognia.



Pod koniec 1938 roku kompetentne władze wojskowe podjęły pochopną decyzję całkowitego wstrzymania niewielkiej produkcji 7TP, motywując ten krok ich słabym opancerzeniem, odpornym jedynie na pociski ręcznej i maszynowej broni piechoty, odłamki bomb i granatów artyleryjskich. Powstałą lukę sprzętową zamierzano wypełnić zakupem czołgów francuskich i angielskich oraz rozwinięciem budowy próbowanych właśnie nowych prototypów. Decyzję tę odwołano, kiedy okazało się, że Francja może sprzedać tyko 100 lekkich czołgów typu Renault R-35 w cenie 1400 tys. Franków (około 220 tys. złotych) za sztukę, a Wielka Brytania ani jednego, dając pierwszeństwo własnym wojskom pancernym.

W tej sytuacji złożono zamówienie na 67 czołgów 7 TP, która wytwórnia F-1 miała dostarczyć do grudnia 1939 roku. Ze strony przyszłego użytkownika wysuwany był również postulat powiększenia grubości pancerza, ale na jego realizację nie starczyło już czasu. Zbudowano tylko dwie sztuki prototypowych czołgów w takiej wersji z myślą o wdrożeniu ich do produkcji dopiero w 1940 roku.

Ostatnia seria 7 TP utknęła po zmontowaniu zaledwie 11 czołgów, które opuściły zakłady w sierpniu 1939 roku i zostały odebrane przez wojsko już po wybuchu wojny. Łącznie w latach 1936-1939 zbudowano ponad 140 czołgów 7 TP, wszystkie z silnikami wysokoprężnymi, zastosowanymi po raz pierwszy w świecie w wozach bojowych przez polskich konstruktorów.

Z wozów 7 TP wystawiono ostatecznie do działań bojowych tylko dwa w pełni skompletowane bataliony i trzy kompanie, te ostatnie wzięły udział w obronie Warszawy. Z wyeksploatowanych już czołgów Vickers E, kwalifikujących się do kasacji, sformowano dwie kompanie dla 10 Brygady Kawalerii Zmotoryzowanej i Warszawskiej Brygady Pancerno-Motorowej. Pamiętajmy iż, batalion składał się z trzech kompani czołgów lekkich i kompanii techniczno-gospodarczej, razem było w nim 22 oficerów, 155 podoficerów i 258 szeregowych, 49 wozów bojowych 7 TP, 56 samochodów kilku typów i różnego przeznaczenia, 26 motocykli i 3 gąsienicowe ciągniki ewakuacyjno-remontowe. Batalion więc stanowił jednostkę nieźle rozwiniętą i dzięki sile ognia 49 czołgów mógł z powodzeniem stoczyć walkę z równorzędnym przeciwnikiem.

Jednak do takich walk nie doszło, gdyż batalionom przydzielono zadanie wspierania piechoty, czołgi walczyły w rozczłonkowaniu, siłą kompanii czy nawet plutonów. W dwu dniowym boju w dniach 4-5 września na przedpolach Piotrkowa Trybunalskiego tak właśnie walczył 2 batalion, podporządkowany czasowo armii „Łódź”, odnosząc lokalne sukcesy w krótkich starciach z bronią pancerną i piechotą zmotoryzowaną Niemców. Polskie czołgi potwierdziły tam swą dobrą klasę, ale poniosły straty i po tej jednej bitwie rozegranej w kilku fazach, zużyty batalion musiał być wycofany na tyły, nie uczestnicząc już w dalszych walkach.

Przydzielony do armii „Prusy” 1 batalion po kilku potyczkach dołączył do Warszawskiej Brygady Pancerno-Motorowej i w jej składzie wspierał natarcie na obsadzony przez Niemców Tomaszów Lubelski w dniach 17-19 września. Czołgi lekkie i tankietki wystąpiły tam w największym od początku wojny zgrupowaniu, wdzierając się nawet do miasta, lecz impet ataku wygasł w ogniu silnego przeciwnatarcia nieprzyjaciela. Na działaniach strony polskiej katastrofalnie zaciążył brak paliwa i amunicji.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz