sobota, 23 kwietnia 2011

Polscy lotnicy nad Bałtykiem

Polscy lotnicy nad Bałtykiem

Otrzymanym zadaniem nie byli zaskoczeni, choć nie należało do łatwych. Rozpoznanie wzrokowe i fotograficzne stało się wprawdzie ich specjalnością, podobnie jak osłona szturmowców, ale tym razem mieli latać nad morzem. Zakończyły się właśnie ciężkie walki o Kołobrzeg, 1 armia WP przemieszczała swoje siły do przeciwdesantowej obrony wybrzeża i od tego czasu pilotom 1 pułku lotnictwa myśliwskiego „Warszawa" przypadła nowa rola.



Mieli się zająć Bałtykiem, dokładniej mówiąc tym, co na nim pływa, niemieckimi okrętami i statkami, które ciągle pojawiały się na wodach przybrzeżnych w pojedynkę bądź w niewielkich konwojach. Nieprzyjaciel w tym okresie jeszcze korzystał z morskich szlaków komunikacyjnych, utrzymując tą drogą łączność ze swymi wojskami w Kurlandii i Sambii. Meldunki o ruchu tych jednostek były cenną wskazówką dla wyższych organów dowodzenia, w tym zwłaszcza dla radzieckiej Floty Bałtyckiej.

Powierzony myśliwcom pułku „Warszawa" odcinek rozpoznania i patrolowania ciągnął się od Kołobrzegu do Stepnicy nad Zalewem Szczecińskim. Na jego zachodniej krawędzi od Dziwnowa do Wolina znajdował się nieprzyjaciel, oddzielony od własnych pozycji wodami Zalewu Kamieńskiego. Cały odcinek liczył 110 kilometrów, linia pośredniego styku z Niemcami, ta ostatnia i najdalej wysunięta, tylko 30 kilometrów, ale właśnie tam tętno wydarzeń było najwyższe. Piloci latali nad Bałtyk w składzie par, na pełny zasięg, często w trudnych warunkach atmosferycznych. Porywisty wiatr gnał całuny chmur warstwowych i deszczowych, morze ginęło z oczu w tej zawiesinie i wytropienie obcej jednostki na jego falach sprawiało nie łada kłopot.

Przy lepszej pogodzie problemu nie było, cóż, kiedy jej właśnie brakowało i z tego powodu loty nie przebiegały planowo. Robotę myśliwców dzieliły również załogi 3 pułku lotnictwa szturmowego, jeśli dolna podstawa chmur sięgała poniżej 500 metrów. Obowiązki w powietrzu pozostawały takie same dla jednych i drugich: należało określić typ i przeznaczenie wykrytej jednostki, najczęściej transportowej łajby, podać jej pozycję, orientacyjną prędkość i kurs. Oczywiście ci w dole też mieli głowy na karku i przy każdym spotkaniu z jednosilnikowymi samolotami stosowali różne uniki i manewry, żeby wygrać na czasie i zdezorientować pilotów. W takich sytuacjach nieprzyjaciel zazwyczaj demonstracyjnie zmieniał trasę i oddalał się od linii brzegowej, nawet na wysokość Bornholmu.

Pod jednym tylko względem te wyczerpujące loty były „bezkolizyjne". Nikt po prostu nie otwierał ognia. Szturmowe Iły ani tym bardziej myśliwskie Jaki nie były przeznaczone do zwalczania pełnomorskich jednostek, z kolei Niemcy, obserwowani zawsze z odpowiedniego dystansu, też nie widzieli sensu marnowania amunicji, skoro cel znajdował się poza zasięgiem armat przeciwlotniczych. Zupełnie inaczej wyglądało to nad Zalewem Kamieńskim. Wróg ten sam, a jednak reakcja inna zdumiewająca czujność i natychmiastowa kanonada z ziemi na widok polskich samolotów, Latali tam ppor. Witold Gabis z chor. Stefanem Łazarem, po nich chor. Jurij Kozak z chor. Wiesławem Bobrowskim, potem jeszcze inne pary.

Meldunki składane po powrocie do Mirosławca, gdzie pułk „Warszawa" miał swoje czasowe gniazdo, były zgodne coś szczególnie ważnego musieli Niemcy ulokować na tamtejszych wyspach, skoro biją takim ogniem. Zatem co i na której? Gdzie właściwie tkwi zagadka ? Czy na niewielkiej Wyspie Chrząszczewskiej, czy na umocnionej wyspie Wolin, znacznie większej i pokrytej gęstymi lasami? Próbował rozwikłać te pytania i wątpliwości zastępca szefa sztabu do spraw operacyjno-rozpoznawczych, por. Włodzimierz Mikuła, próbowali też inni, niestety, bez skutku.

Odpowiedzi konkretnej nie znalazł początkowo nikt, piloci natomiast znajdowali ciągle potwierdzenie wyjątkowej aktywności niemieckiej obrony przeciwlotniczej. Częściowe rozwiązanie tej łamigłówki przyniósł dopiero biuletyn specjalny ze sztabu 1 armii WP, który informował, że na obu tych wyspach Niemcy rozmieścili jakieś instalacje swojej „tajnej broni", przypuszczalnie wyrzutnie V-2. Wprawdzie do tego czasu nieprzyjaciel nie użył tych rakiet nad Zalewem Szczecińskim, ale kto mógł wtedy wiedzieć, czy jeszcze tego nie zrobi?

Tak więc rąbek kurtyny został uchylony. Z hitlerowską Wunderwaffe tym razem mieli się spotkać piloci pułku „Warszawa", oni jako pierwsi z całej polskiej 4 mieszanej dywizji lotniczej. Wolin i Uznam to wyspy położone obok siebie, przedzielone wąskim skrawkiem wody. Na tej drugiej, którą widzieli z powietrza, funkcjonował jeszcze liczny zespół von Brauna, choć placówki badawcze były już mocno zdewastowane po alianckich nalotach, parokrotnie powtórzonych od czasu pierwszego ataku na Peenemünde. Hitlerowcy mogli już tam myśleć o potrzebie rychłego „zwinięcia majdanu", tym ostrzej rysowało się zatem pytanie, co i gdzie jeszcze pozostawili?

Od tego punktu głos należał już do polskich myśliwców, oni mieli dać odpowiedź konkretną. Jeden z najbardziej zasłużonych weteranów pułku „Warszawa", wówczas ppor. pil. Edward Chromy, ujął tę rzecz krótko w swoich wspomnieniach: „Już w dniach 23 i 25 marca 1945 roku nasze rozpoznanie wykryło tajemnicze budowle. Aby je dokładnie rozszyfrować, postanowiono wykonać zdjęcia fotograficzne". Po kilku takich lotach utrwalony na kliszach obraz najciekawszych obszarów jednej i drugiej wyspy znalazł się w sztabie 1 armii WP.

Wiemy, że po wykryciu wyrzutni V-2 na Wyspie Chrząszczewskiej przez pilotów pułku „Warszawa", ostatnie słowo należało do załóg 3 pułku lotnictwa szturmowego. Po ich uderzeniu na prawidłowo zlokalizowany cel wyrzutnie stały się bezużyteczne, hitlerowcy rozstali się z nimi raz na zawsze.

Po zajęciu wyspy Wolin przez oddziały radzieckie okazało się, że i tam również znajdowały się różne urządzenia spod znaku „V", wysadzone przez samych Niemców. Ich ślady zachowały się do dzisiaj w postaci resztek betonowych konstrukcji, ułożonych na ziemi płyt, wykopów i rowów. W świetle dokonanych po wojnie ustaleń były to rzeczywiście stanowiska startowe rakiet V-2, prawdopodobnie zapasowe, i prototypy schronów dla załóg.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz