sobota, 25 lutego 2012

Niemieckie krążowniki pomocnicze

źródło: wikipedia HSK Kormoran

Niemieckie krążowniki pomocnicze

Geneza zastosowania takich jednostek pływających sięga lat pierwszej wojny światowej. Już wtedy pojawiły się krążowniki pomocnicze, a do tej klasy zaliczano uzbrojone statki pasażerskie o dużym zasięgu szybkości, częściowo tylko przebudowane z zachowaniem podstawowych elementów dawnej sylwetki. Miały one powiększyć skład okrętów walczących stron i przejąć niektóre ich zadania na miarę swych ograniczonych możliwości bojowych. Były wykorzystywane do osłony małych konwojów, dozorowania i atakowania pojedynczych statków, zwłaszcza na odległych akwenach, dokąd nie docierały okręty podwodne.



Do tej koncepcji powrócili Niemcy już w początkowym okresie drugiej wojny światowej. Wychodząc z założenia, że statki pasażerskie mogą być łatwo rozpoznane, a takie spostrzeżenia wynieśli z lat 1914-1918, rolę krążowników pomocniczych wyznaczyli statkom handlowym średniej wielkości, zwracając szczególną uwagę na ich zasięg. Szybkość była już wartością drugorzędną, oscylując w skali 14-18 węzłów, uznanej za wystarczającą. Wybrali jednostki wodowane w ostatnich latach przed wojną, solidnej konstrukcji, dobrze zaprojektowane i zarazem nie wyróżniające się oryginalną linią. Nic z nowinek architektury okrętowej, aprobatę uzyskiwał typowy szablon, powielany w setkach egzemplarzy przez stocznie całego świata i odnotowany w powszechnie dostępnych albumach w postaci zdjęć i rysunków technicznych.

Dla zachowania kamuflażu wytypowane do nowych zadań statki nadal figurowały w rejestrach niemieckich spółek i towarzystw żeglugowych pod właściwymi nazwami, choć faktycznie przeszły już do dyspozycji Kriegsmarine, otrzymując nazwy zmienione. W korespondencji wewnętrznej i tajnej łączności radiowej stosowano ponadto podwójne oznaczenia kodowe. W wykazach ewidencyjnych każda jednostko występowała pod skrótem HSK (Handels-Stör-Kreuzer - krążownik pomocniczy) z liczebnikiem porządkowym od 1 do 12, do czego dochodził inny już dwucyfrowy numer taktyczny (np. Schiff 33, czyli
okręt 33).

W ten sposób Niemcy chcieli zdezorientować aliancki wywiad, licząc się z możliwością skrytego wglądu do ich sejfów, a zwłaszcza z głębokim podsłuchem. Atutem zaczepnym i niszczycielskim tych jednostek było ich uzbrojenie, bez porównania silniejsze niż na podobnych okrętach w okresie pierwszej wojny światowej. Każdy statek musiał być odpowiednio przebudowany i po takiej operacji sporo tracił z pierwotnego wyglądu, ale nic nie zdradzało jego właściwego przeznaczenia. Z ukrytym i zamaskowanym uzbrojeniem mógł nadal uchodzić za jednostkę floty handlowej, podobną do wielu innych, które pływały wówczas na morzach świata pod różnymi banderami. Wystarczyło jednak kilkanaście sekund, żeby odrzucił bądź odsłonił tę dekorację w postaci nadbudówek i przekształcił się w groźnego napastnika.

Dla lepszej orientacji, czym dysponował taki korsarz, posłużmy się przykładem krążownika pomocniczego „Michel" (Schiff 28) z racji jego wyjątkowego rodowodu. Od jesieni 1938 roku na zamówienie dyrekcji polskiej linii żeglugowej GAL budowany był w stoczni Gdańska nowoczesny drobnicowiec m/s „Bielsko" o pojemności około 4700 BRT. Miał przewozić bawełnę z Meksyku, surowiec w kraju potrzebny, ale zły los nie pozwolił mu doczekać takich rejsów. Po wybuchu wojny Niemcy zagarnęli cenną zdobycz, dokończyli budowy i pod nazwą „Bonn" włączyli jednostkę do własnej floty. Zamiast bawełny miał przewozić rannych żołnierzy Wehrmachtu w roli statku szpitalnego, W takim charakterze wystąpił podczas hitlerowskiej agresji na Norwegię, a w rok później Niemcy przebudowali go na krążownik pomocniczy. Na jego pokładzie zainstalowano sześć dział 150 mm, jedno działo 105 mm, osiem małokalibrowych armat przeciwlotniczych 37 i 20 mm, sześć wyrzutni torpedowych 533 mm, dwa wodnopłatowce rozpoznawcze Arado Ar 196 i jeden lekki ścigacz torpedowy LS 4. Załoga liczyła 18 oficerów oraz 277 podoficerów i marynarzy i do tego składu dołączono jeszcze pięciu oficerów pryzowych.

Przewidywano bowiem, że w sprzyjających okolicznościach „Michel" będzie mógł także brać do niewoli obce jednostki bądź zagrabiać ich wartościowy ładunek. Niemców najbardziej interesowały środki łączności radiowej, tabele szyfrów i nowe urządzenia nawigacyjne. Nafaszerowany takim potężnym uzbrojeniem pirat stawał się niebezpiecznym przeciwnikiem dla każdego napotkanego statku, nie pozostając również bez szans w walce z jednostkami nawodnymi; korwetami, torpedowcami, eskortowcami, niszczycielami, a także lekkimi krążownikami.

Kto z projektantów budowy „Bielska" mógł kiedykolwiek przypuszczać, że ten elegancki drobnicowiec, już opłacony przez armatora i pilnie oczekiwany w Gdyni, będzie w rękach wroga krążownikiem pomocniczym? Z niemiecką załogą zatopił 14 statków (według innych źródeł 17) i poszedł no dno 17 października 1943 roku w pobliżu Jokohamy, na wodach Japonii, storpedowany przez amerykański okręt podwodny „Tarpon".

Pierwsze jednostki tej klasy Kriegsmarine skierowała na Atlantyk Północny już w marcu 1940 roku. Wyszły wtedy z bazy we Flensburgu dwa takie krążowniki, „Atlantic" i „Orion", przepływając przez kanał La Manche pod duńską banderą. Łamanie międzynarodowego prawa wojennego, które zabraniało korzystania z obcych flag i znaków rozpoznawczych, stało się od tej pory bez mała regułą działania Niemców. Samowolnie uznali, że taki dodatkowy kamuflaż ułatwi tym krążownikom operacje na morzach i debiut na wodach kanału całkowicie potwierdził ich podstępny zamysł. Dania była wówczas krajem neutralnym i jej statki mogły poruszać się bez żadnych ograniczeń, nie podlegając brytyjskiej i francuskiej kontroli.

Po jej zajęciu posługiwali się banderą szwedzką i państw Ameryki Południowej, a także flagami walczących z nimi aliantów, co było dowodem niczym nie krępowanego rozzuchwalenia. Do końca 1940 roku Niemcy przerzucili na „wielką wodę" pięć następnych krążowników - „Widdei". „Pinguin", „Thor", „Komet" i „Kormoran" z zadaniem niszczenia i topienia samotnie idących statków. Metoda ataku w każdym przypadku była podobna. Zamaskowany pirat zbliżał się do wykrytej jednostki, zajmował dogodną pozycję, niczym nie wywołując przedwczesnego alarmu, i znienacka okładał ją gradem pocisków aż do skutku.

Po takiej kanonadzie pozostawał na oceanie płonący i doszczętnie zdemolowany wrak albo, znacznie częściej, resztka załogi już bez statku. Tych rozbitków Niemcy nie ratowali, szybko oddalając się od miejsca dramatu. Do grudnia 1940 roku wpisali na swoje konto 30 alianckich jednostek handlowych, nie licząc tych, które zostały zatopione przez ich pancerniki, krążowniki i okręty podwodne.

Sygnały o tych napadach dotarły do admiralicji brytyjskiej już w kwietniu tego roku, powodując niemałe zaniepokojenie. Do akcji wkroczył wywiad, stopniowo identyfikując te jednostki. Były one oznaczane kryptonimem „Raider" z porządkową literą alfabetu, poczynając od „A". Z czasem zdołano rozpoznać siedem krążowników pomocniczych, a w dwóch następnych latach ten rejestr objął jeszcze pięć takich okrętów, czyli wszystkie, którymi dysponowała Kriegsmorine W ślad za tym poszły rozkazy ostrzegawcze do kapitanów na statkach, ale jedynym sposobem w miarę bezpiecznej żeglugi był rejs w konwoju pod osłona własnych okrętów. Najwcześniej przyjęto ten system na trasach Atlantyku Północnego.

Niemieckie krążowniki przeniosły się wtedy na Atlantyk Południowy, a później pojawiły się na Oceanie Indyjskim i Pacyfiku, korzystając z japońskich baz. Przeciwnik wszędzie stwarzał zagrożenie i nie dał się łatwo wytropić. Do działań pościgowych alianci musieli rzucić liczne jednostki, ale zdarzało się często, że po sygnale SOS z atakowanego statku pomoc przychodziła za późno. Korsarz wymykał się z potrzasku, przemierzając samotnie oceaniczne szlaki na pełny zasięg. Statki zaopatrzeniowe z paliwem, żywnością, słodką wodą i amunicją gwarantowały tym krążownikom długie grasowanie bez potrzeby zawijania do portów.

One też pozwalały wbrew woli Niemców odnaleźć ślad poszukiwanej jednostki, wskazać przypuszczalną trasę jej marszu. Tak między innymi wykryty został „Pinguin" pod dowództwem komandora E. Krudera. Poszedł za nim brytyjski ciężki krążownik HMS „Cornwall" i po krótkiej wymianie ognia posłał go na dno z całą prawie załogą.

Prawie cztery lata trwały te pirackie rajdy, w tym długim okresie Niemcy zdołali zniszczyć i zatopić 126 różnych statków. Zagadkę, tragedii wielu z nich zabrało morze. Ostatnie krążowniki pomocnicze zeszły z areny zbrojnych zmagań pod koniec 1943 roku, epilogiem ich zbrodniczych wyczynów był proces przed brytyjskim trybunałem wojskowym w Hamburgu w 1947 roku. Zeznawał wówczas komandor H. Ruckteschell, były dowódca „Widdera" pod bezprawnie wywieszoną szwedzką banderą. Zatopił dziesięć statków, w tym cztery z pogwałceniem obowiązującej konwencji, za co wymierzono mu wyrok dziesięciu lat więzienia.

Tagi: historia 2 wojny światowej, wojna na morzu, niemieckie krążowniki,

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz