niedziela, 13 czerwca 2010

„Królewski Tygrys w celowniku”


„Królewski Tygrys w celowniku”

W sztabie 3 armii pancernej gwardii generała P. Rybałki nie zbagatelizowano tych meldunków, aczkolwiek nie brakło sceptyków, że są przesadzone. Od kilku już dni trwały ciężkie walki w rejonie Baranowa Sandomierskiego, wróg za wszelką cenę usiłował zablokować radzieckie przeprawy na Wiśle i oto w nocy z 10 na 11 sierpnia 1944 roku Niemcy uzyskali lokalne powodzenie.

Koncentryczne natarcie poszło ostrym grotem spod Chmielnika w kierunku na Staszów. Pod naciskiem nieprzyjaciela dwie dywizje piechoty 95 i 112, zaczęły się wycofywać. Nic jeszcze groźnego, bo skrawki terenu wielokrotnie przechodziły z rąk do rąk. ale w meldunkach piechurów rzucał się w oczy jeden istotny szczegół Niemcy atakują, czołgami nowego typu pożądane natychmiastowe wsparcie sygnalizowali z wysuniętego przedpola i to właśnie odkrycie wywołało małą burzę na wyższych szczeblach dowodzenia.



Skąd nowe czołgi? nikt do tej pory nie zetknął sie z takimi ani w rejonie przepraw ani na żadnym innym odcinku szerokiego frontu co jeszcze mogli mieć Niemcy poza „tygrysami", „panterami" i ciągle modernizowanym średnim wozem PZKW-IV? Czyżby rzeczywiście w schyłkowym okrasie wojny byli w stanie rzucić na szale, zmagań coś zupełnie oryginalnego w składzie swoich wojsk pancernych ? A może piechota w nocnym boju niezbyt dokładnie rozpoznała ta wozy i stąd o pomyłkę nietrudno.

Do zagrożonego rejonu ruszyła z pomocą 53 brygada pancerna pułkownika W. Archipowa. Czołgistów uprzedzono, że może ich spotkać niespodzianka ze strony nieprzyjaciela. Marszem nocnym osiągnęli rubież wyczekiwania i stamtąd skierowano na przedpole załogę młodszego lejtnanta A. Oskina z zadaniem zwiadowczym. Miał skrycie podejść do wsi Oglądów, zamaskować swój czołg T-34-85 i drogą radiową przekazać wyniki obserwacji. Wróg w tym czasie utknął
w miejscu. Biła tylko rzadkim ogniem jego artyleria, mrok rozjaśniały serie rakiet oświetlających, ale na styku z radziecką piechotą, panował względny spokój. Oskin z desantem fizylierów szybko osiągnął skraj wsi i tam zamaskował swój wóz snopkami skoszonego żyta. W oddali rysowała się linia pofałdowanego i zadrzewionego terenu, przecięta krechą drogi, która w pobliżu Oglądowa przechodziła ostrym zakrętem w lewo miedzy tamtejsze domy. Przypuszczalnie tym traktem Niemcy mogli pchnąć swoje czołgi, wzmacniając o świcie natarcie. Załogo Oskina miała świetne pole obserwacji, ustawili się w takim punkcie, że pod lufę armaty musiały podejść nieprzyjacielskie wozy, odsłaniając sylwetkę w rzucie bocznym, najbardziej dogodnym do oddania skutecznego strzału.
Nikt nie wątpił, że podkalibrowy granat rozłupie burtę. Z odległości około 200 metrów, a tyle dzieliło ich od zakrętu, nawet ,,Tygrys" nie wytrzymałby takiego ciosu. Mało prawdopodobne, żeby ten nowy czołg jeśli nie jest wymysłem wyczerpanych walką piechurów mógł mieć grubszy pancerz. Oskin w każdym razie nie dawał temu wiary.

Około godziny piątej 12 sierpnia niemiecka artyleria potokiem salw oznajmiła początek natarcia. Wkrótce potem na drodze pojawiły sie trzy czołgi, a za nimi grenadierzy w rozrzuconej tyralierze. Oskin śledził ich ruch w okularze peryskopu i dopiero teraz przyznał racie meldunkom piechoty. To było coś absolutnie nowego, takich czołgów jeszcze nie widział. Podobne nieco do „Pantery", ale bryła dużo większa, inna szerokość gąsienic, inny kształt potężnej wieży i ta armata. Kolos, ciężki i zwarty w swe i harmonijnej sylwetce, dostosowany do tła falistymi smugami trzech barw ciemnej zieleni, brązu i piasku wtryśniętych na poszatkowany bruzdami cementowy podkład. Okiem doświadczonego pancerniaka wyłowił te wszystkie szczegóły i kiedy pierwszy czołg wykonał skręt, stając na moment w obłoku kurzu. Oskin posłał mu celny granat. Jeden, ale bez pudla prosto w zbiornik zapasowy. Trafiony napastnik zamarł w bezruchu, spowity kłębami dymu.

Niemcy nie zorientowali sie, skąd padł ten mistrzowski strzał. Drugi czołg powtórzył manewr poprzednika i też oberwał w bok kadłuba. Tym razem bez skutku. Trysnął tylko snop wykrzesanych iskier i nic, zaledwie drgnął jak bokser ciężkiej wagi. Dwa kolejne granaty dały taki sam wynik. Wręcz niewiarygodne, a jednak stalowy gigant jakby drwił z tych ciosów. Dopiero czwarty pocisk prześwidrował burtę i wnętrzem czołgu targnęła eksplozja amunicji. Pozostał jeszcze jeden, który już wytropił zakryte stanowisko Oskina. Kropnął ze swojej armaty, z minimalną pomyłką, zmiatając stertę snopków. Na chwilę stanęli twarzą w twarz, wymieniając strzały, po czym Niemiec zawrócił w stronę najbliższych domów i na tym krótkim odcinku Oskin zapalił go. Ostatnim pociskiem przebił tylną ścianę silnika.

Ta niezwykła walka trwała kilka minut, ale przeszła do historii jako wydarzenie szczególne. Tego dnia wróg po raz pierwszy odsłonił przed radzieckimi czołgistami swój nowy atut zaczepny, dotąd objęty tajemnicą. Dwunastego sierpnia 1944 roku po wprowadzeniu do działań brygady pułkownika Archipowa spłonęło jeszcze kilkanaście wozów i dopiero na podstawie zeznań jeńców ustalono, że w bojowym debiucie udział wzięły dotychczas nie znane czołgi "Królewskie Tygrysy", ciężkie czołgi ostatniej generacji i ostatniej nadziei Hitlera.

Ich rodowód sięgał 1942 roku, kiedy już znajdowały się w próbach „Tygrysy" i „Pantery". Zapadła wówczas decyzja zaprojektowania jeszcze jednego modelu, łączącego walory tych wozów z mocniejszym pancerzem i armatą o lepszych właściwościach balistycznych. We wstępnej koncepcji zakładano. Że ten przyszłościowy czołg powinien zdystansować wszystko, z czym na polu walki mogła wystąpić strona radziecka, dokładniej rzecz biorąc jej wojska pancerne i artyleria przeciwpancerna. Prototyp przedstawił profesor F. Porsche, filar hitlerowskiej „panzerwaffe". On wzbogacał jej park sprzętowy orężem wysokiej jakości, on też jak napisał po wojnie ,,z rosnącym niepokojem i zdumieniem śledził rozmach i techniczny poziom riposty Rosjan, którzy zwłaszcza w broni pancernej mieli wiele do powiedzenia. W takich uwarunkowaniach zrodził się projekt nowego czołgu. Z rysownic trafił do hal montażowych, potem, w kilku egzemplarzach partii informacyjnej, na poligon w Kummersdorfie i wreszcie z początkiem 1944 roku rozpoczęła się seryjna produkcja w zakładach Henschla w Kassel, rozkręcana powoli z powodu trudności technologicznych.

Dość powiedzieć, że do końca marca 1945 roku wytwórnię opuściło tylko 439 czołgów "Królewskich Tygrysów", najmniej z wszystkich czołgów ciężkich. W maju 1944 roku przystąpiono do kompletowania oddziałów, dobierając doń najlepsze załogi, a w lipcu i sierpniu przerzucono je na front wschodni i zachodni w składzie wojsk lądowych Wehrmachtu i wojsk polowych SS.

„KRÓLEWSKI TYGRYS" był czołgiem o masie ponad 68 ton, grubość pancerza czołowego wynosiła 180 mm, wieży z przodu 150 mm, płyt bocznych na całej powierzchni 80 mm. Pochylone ściany czyniły tę skorupę jeszcze bardziej odporną na ogień. Dzięki armacie L/71 o kalibrze 88 mm donośność strzału bezpośredniego wzrosła do 2800 metrów, do obrony z blisko miał dwa standardowe karabiny maszynowe i często trzeci, przeciwlotniczy. Rozwijał prędkość 35 km/h na nawierzchni twardej i miał niewielki zasięg 170 km. Załoga składała się z pięciu ludzi.

Te wszystkie dane stanowiły przez wiele miesięcy ścisłą tajemnicę, żadnej wzmianki o tym czołgu Niemcy przedwcześnie nie ujawnili. Próby poligonowe prowadzono w porze nocnej, w dzień tylko wtedy, gdy w rejonie Kummersdorfu nie było alianckich samolotów rozpoznawczych. Tam odbywało się szkolenie i zgrywanie załóg oraz pododdziałów, stamtąd też zamaskowane prasowanym sianem czołgi pojechały kolejowymi drogami na dwa fronty. Jak dotąd nie wiadomo, czy służby wywiadu państw koalicji antyhitlerowskiej zdołały zdobyć jakieś informacje o ,.Królewskich Tygrysach". W dostępnych źródłach nie wspomniano się o tym choć można przypuszczać, że w rozległym kompleksie ogniw, związanych i tą tajemnicą, gdzieś mógł tkwić punkt przecieku, rodzaj hasła ostrzegawczego „uwaga, coś groźnego na horyzoncie".

W pierwszych dniach sierpnia 1944 roku w rejonie Chmielnika pod Baranowem Sandomierskim znalazł się 501 samodzielny batalion tych nowych czołgów (40 wozów), włączony czasowo w skład 16 dywizji pancernej III KPanc, który wykonywał główne uderzenie na Staszów. Czołgi "Królewskie Tygrysy" poszły w czołówce i tej krytycznej nocy tylko dzięki nim Niemcy wdarli się w głąb radzieckich pozycji. Piechurzy walczyli mężnie, ale ani armaty 45 i 57 mm. ani tym bardziej rusznice przeciwpancerne i granaty przeciwczołgowe nie mogły zamknąć drogi przed takim taranem. Trzeba było podciągnąć dywizyjne armaty 76 mm do strzelania na wprost, nie powiodła się jednak ta nagła zmiana stanowisk ogniowych. Zresztą i pociski odskakiwały od czołowego pancerza. Ci właśnie kanonierzy jako pierwsi nabrali przekonania, że mają przed sobą jakąś zagadkę.

Doba musiała upłynąć, żeby pancerniacy pułkownika Archipowa mogli przejąć inicjatywę w swoje ręce. To był jak potem wspominali jeden z najcięższych spotkaniowych bojów, równy skalą napięcia bitwie pod Kurskiem. Dym z rozbitych wraków walił słupami po obu stronach, lecz po całodziennej walce nieprzyjaciel musiał uznać ich wyższość. „Królewskie Tygrysy" zeszły z tego pola pokonane, choć tyle nadziei wiązali z nimi Niemcy. Za zniszczenie aż trzech w krótkim starciu młodszy lejtnant A. Oskin otrzymał tytuł Bohatera Związku Radzieckiego. a członkowie jego załogi wysokie odznaczenia państwowe.

2 komentarze:

  1. Wszystko się zgadza, tylko wieś koło której rozbito pierwsze "Tygrysy" nazywa się OGLĘDÓW.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jeśli kogoś interesuje ten temat polecam: www.odkrywca.pl

    OdpowiedzUsuń