czwartek, 29 kwietnia 2010

Pancernik Tirpitz


Pancernik Tirpitz

Pancernik „Tirpitz” był bliźniakiem „Bismarcka”, drugim ciężkim pancernikiem tej samej klasy. W rzeczywistości wypełnił po nim lukę, ponieważ wkrótce po wodowaniu i próbach eksploatacyjnych i odbiorczych pancernik „Bismarck” został zatopiony. „Bismarck” został trafiony torpedami w dniu 27 maja 1941 roku i zatonął prawie z całą załogą.
W niemieckiej flocie Kriegsmarine dużo obiecywano sobie po tych wielkich okrętach, ale już podczas początkowej fazy wojny jeden z nich został wyeliminowany. Pozostał drugi, właśnie włączony do służby „Tirpitz”, z sylwetki, rozmiarów, wyporności i uzbrojenia prawie wierna kopia zatopionego pancernika.



W przypadku pancernika „Tirpitz” Niemcy postanowili zachować większą ostrożność. Budowa pancernika trwała wiele lat a jego koniec mógł nastąpić w klika minut w przypadku udanego ataku aliantów. Toteż „Tirpitz” potężny okręt i na wskroś nowoczesny , nawet podczas ćwiczeń na Bałtyku, pływał stale w osłonie niszczycieli i trałowców, absolutnie pewny, że w razie potrzeby będzie mógł liczyć także na osłonę z powietrza. Nic takiego nie zdarzyło się do połowy 1941 roku, do dnia ataku na Rosję Sowiecką.

Pancernik „Tirpitz” wszedł wówczas po raz pierwszy w skład zespołu uderzeniowego Kriegsmarine z zadaniem zaczepnym w Zatoce Ryskiej. Miał wraz z innymi okrętami zwalczać jednostki Floty Bałtyckiej i niszczyć statki radzieckie. Wbrew przewidywaniom nic nie zdołał zatopić, ostrzeliwał natomiast parokrotnie różne instalacje i umocnienia na linii brzegowej. Był również atakowany przez radzieckie bombowce, nie doznając jednak żadnych uszkodzeń.


Do zimy 1941 roku pancernik przebywał na morzu Bałtyckim, bazując czasowo w Pilawie, a w Berlinie dyskutowano, o tym gdzie powinien zostać przerzucony, skoro jego obecność na zamkniętych wodach morza Bałtyckiego zaczęła być problematyczna. Czy do działań korsarskich na otwartym Atlantyku, przeciwko liniom żeglugowym, czy do północnej Norwegii, gdzie znajdowały się trasy alianckich konwojów z pomocą dla ZSRR. Wybór padł na północną Norwegię.
Niemcy już wiedzieli o konwojach, z Wielkiej Brytanii do ZSRR, idących tamtymi szlakami, za kręgiem polarnym. Znali ciężkie warunki hydrometeorologiczne w tej strefie, które były często „wrogiem numer jeden” załóg własnych U-bootów . Niemcy nie spodziewali się poważniejszych sil osłonowych na trasach dalekiej Północy. W ich przekonaniu ich największy pancernik, mógł więc bezkarnie atakować konwoje, siać postrach wśród alianckich statków nawet samą obecnością na tych wodach.

14 stycznia 1942 roku pancernik opuścił Bałtyk, aby po dwóch kolejnych dniach skrycie dopłynąć do Trondheim w Norwegii. Sprzyjały mu zamiecie śnieżne i niskie chmury, szalejący sztorm utrudniał wprawdzie ruch niszczycieli, które go osłaniały, ale zarazem wykluczył możliwość jakiegoś ataku z morza i powietrza. Wywiad brytyjski nie wykrył tego rejsu, z powodu zachowanej ciszy radiowej i nie pomógł nawet system deszyfrażu „Enigma”. W Londynie cały czas sądzono, że pancernik przebywa jeszcze na Bałtyku, ponieważ nikt nie sygnalizował jego przejścia przez cieśniny duńskie. „Tirpitz” bowiem przeszedł przez Kanał Kiloński, co było dużym zaskoczeniem dla Brytyjczyków.

Brytyjczycy dowiedzieli się o przypłynięciu pancernika do północnej Norwegii z tajnej radiodepeszy swego agenta, który obserwował fiord z portem. Akurat w tych dniach zwykłym zbiegiem okoliczności ciągnął do Murmańska niewielki konwój z nieliczną eskortą trzech niszczycieli. Jednak „Tirpitz” pozostał w porcie i przebywał w nim przez kilka tygodni. Oczekiwał w nim na dostawę i zgromadzenie odpowiedniego zapasu ropy. Swoją spalił do reszty podczas długiego rejsu. Paliwo ze zbiornikowców, sukcesywnie dostarczane, przeznaczone było nie tylko dla niego ale dla całego zespołu okrętów nawodnych i podwodnych, które Niemcy skierowali na wody północnej Norwegii. W dowództwie brytyjskiej marynarki rosły obawy, że przy dotychczasowym systemie osłony, złożonej głównie z jednostek lekkich, każdy w istocie konwój może paść łupem niemieckiego pancernika.

W takich to okolicznościach zaczęło się polowanie na pancernik Tirpitz, które miało trwać aż do listopada 1944 roku. Między ścianami fiordu był nieosiągalny, czuwały nad jego bezpieczeństwem liczne stanowiska artylerii przeciwlotniczej i zapory sieciowe przeciwko okrętom podwodnym. Z początkiem 1942 roku brytyjskie lotnictwo nie dysponowało odpowiednim typem bombowca do przeprowadzenia takiego ataku. „Tirpitz” mógł zostać zniszczony jedynie w pojedynku na morzu w bezpośredniej walce z równorzędnym przeciwnikiem, ale do takich spotkań dochodziło niezwykle rzadko z ryzykiem dla obu stron. Świadczył o tym chociaż by pojedynek „Bismarcka” z brytyjskim pancernikiem „Hood”, w którym HMS „Hood” został zatopiony. Pozostawały więc samoloty torpedowe, startujące z lotniskowców.

Pod koniec marca 1942 roku nadarzyła się wreszcie taka okazja. Pancernik wraz ze swoją osłoną wyszedł z portu w Trondheim, biorąc kurs na konwój. W połowie trasy dopadły go samoloty. Wydawało się, że załogi samolotów odniosą sukces. Niestety, przypadł on Niemcom. Trzynaście samolotów zostało zestrzelonych, reszta samolotów na skutek zasłony dymnej nie mogła namierzyć okrętu. Jednak po tym ataku Niemcy zawrócili do swojej bazy.

Po trzech miesiącach 5 lipca 1942 roku, dowódca radzieckiego okrętu podwodnego K-21, który brał udział w osłonie pechowego konwoju PQ-17 kapitan drugiej rangi N. A. Łunin dostrzegł w swoim rejonie patrolowym „Tirpitza” i mimo obecności niemieckich niszczycieli wystrzelił w jego kierunku cztery celne torpedy. Pancernik został trafiony ale jednak nie zatonął. W Trondheim czekał go remont i przymusowy postój. Po remoncie pancernik wypłynął na Spitsbergen, ostrzeliwując tamtejszą radiostację i urządzenia do przeładunku węgla. Skrył się we mgle gdy wystartowały zaalarmowane radzieckie bombowce. Na dłużej zastopował jego rajdy udany wypad w głąb fiordu brytyjskich miniaturowych łodzi podwodnych z ładunkiem wybuchowym. Dwuosobowe załogi tych małych okrętów poniosły dotkliwe straty, ale „Tirpitz” został uszkodzony i po ponownym remoncie bardzo kłopotliwym dla wykonawców coraz rzadziej opuszczał port w Trondheim.

Ciężki dzień przeżyła jego załoga 3 kwietnia 1944 roku, kiedy pancernik znalazł się pod bombami aż 40 samolotów „Barracuda”, które wystartowały z lotniskowca „Victorius”, ale to był dopiero początek ostatniej rundy. Po kolejnym nalocie 15 września został tak uszkodzony, że Niemcy zrezygnowali z jego remontu. Odholowano go na płytką wodę pod Tromso i tam służył jako bateria obrony wybrzeża.

Tkwił jednak jak cierń w pamięci Anglików, toteż postanowiono z nim skończyć raz na zawsze. Przygotowania do tej operacji trwały prawie dwa miesiące. 12 listopada o świcie na dużej wysokości nadleciała nad fiord formacja 31 „Lancasterów”, bombowców RAF-u o największym udźwigu. Załogi ćwiczyły ten atak w teorii i praktyce nad wyspami Szkocji. Ten właściwy odbył się już z uzbrojonymi bombami „Tall Boy”, każda o wadze pięciu ton. Los pancernika został przesądzony. Bomby rozdarły pokład i lewą burtę. Okręt przewrócił się ukazując dno. Z załogi 1400 osób zostało uratowanych 397 marynarzy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz