Hiszpanie na froncie wschodnim
Kulisy tej osobliwej wyprawy łączyły się z próbą wciągnięcia Hiszpanii do wojny po stronie państw „osi". Podejmował takie zabiegi Hitler, pomagał mu w tym Canaris nieoficjalnymi kanałami, ale miało się okazać, że nie znaleźli wspólnego języka z generałem Franco. Faszystowski dyktator z Madrytu opowiadał się wprawdzie za celowością zagarnięcia Gibraltaru, nie chciał jednak udzielić Niemcom zbrojnego poparcia, obawiając się skutków otwartego konfliktu z Wielką Brytanią, które mogły być katastrofalne dla gospodarczo zniszczonej i militarnie słabej Hiszpanii.Odrzucając ofertę kanclerza III Rzeszy, Franco nie zapominał oczywiście o tym, co zawdzięcza Niemcom. Tylko dzięki ich pomocy szeroko wspieranej przez Włochów zdołał obalić legalny rząd republikański, rozprawić się z siłami lewicy i wprowadzić swoją władzę, opartą na bagnetach, więzieniach i obozach koncentracyjnych. Dla taktyków i konstruktorów Wehrmachtu „hiszpański poligon" stał się terenem doświadczalnym, jemu natomiast przyniósł najwyższy fotel w państwie z nieograniczonymi uprawnieniami. W dowód solidarności z Berlinem i Rzymem już w marcu 1939 roku przyłączył się do paktu antykominternowskiego i choć uczynił ten krok nieformalnie, nikt z przeciwników faszyzmu nie mógł mieć wątpliwości, jaki kurs polityczny obierze Hiszpania, kraj oficjalnie neutralny.
W tej sytuacji jej udział w planowanej przez Niemców operacji gibraltarskiej zdawał się być pewny, a jednak Franco uchylił się od propozycji współpracy. Dla wykazania „dobrej woli" wystąpił z inną koncepcją, która przypadła na okres przygotowań do agresji przeciwko Związkowi Radzieckiemu.
Propaganda hitlerowska chciała nadać temu najazdowi oprawę „krucjaty antybolszewickiej", zachęcając do czynnego wystąpienia u boku Wehrmachtu me tylko satelitów Rzeszy, lecz także „ochotników europejskich", zbieraninę faszystów, gotowych do walki z bronią w ręku na froncie wschodnim. Ten właśnie apel trafił w Hiszpanii na podatny grunt Nie tak dawno wyjeżdżali tam Niemcy, aby wystąpić w mundurach frankistowskiej armii, teraz od 21 czerwca 1941 roku zwerbowani ochotnicy z Półwyspu Iberyjskiego zaczęli przyjeżdżać do Rzeszy, z honorami żegnani w swoich macierzystych garnizonach.
Kierowano ich na poligon w rejonie Grafenvohr, gdzie pod okiem niemieckich instruktorów mieli być skompletowani w składzie 250 dywizji piechoty, formowanej w ramach XVII fali, zgodnie z przyjętym w wojskach lądowych Wehrmachtu systemem wystawiania nowych związków taktycznych. „Błękitna dywizja" jak nazywali ją Hiszpanie organizowana była według niemieckiego etatu, składając się z trzech pułków piechoty (262, 263 i 269), pułku artylerii, trzech batalionów (rozpoznawczego, łączności i saperów) oraz służb. Na jej czele stanął generał M. Grandes, a po nim od 12 grudnia 1942 roku generał E. Infantes, obaj Hiszpanie, uczestnicy przewrotu faszystowskiego. Kadra w oddziałach też była hiszpańska, choć liczne stanowiska, zwłaszcza w łączności i artylerii, objęli oficerowie niemieccy.
Szkolenie tego dziwnego tworu trwało do września 1941 roku, jeden z pułków piechoty jak wynika z notatek F. Haidera przebywał na poligonie w Rembertowie, zatrzymany tam czasowo w drodze na front Dywizja występowała w niemieckich mundurach, co normowały nawzajem uzgodnione przepisy. Kompletna broń, sprzęt i oporządzenie też były dostarczane z magazynów Wehrmachtu zgodnie z przyjętymi wówczas tabelami należności, obejmującymi również zaopatrzenie w żywność, furaż i paliwo.
„Błękitna dywizja" trafiła najpierw pod Witebsk, a potem pod Nowgorod, prosto w ogień ciężkich walk. Te pierwsze starcia były dla hiszpańskich faszystów wstrząsem, przekonali się, że front na rosyjskich równinach w niczym nie przypomina poligonowej zaprawy, kosztuje natomiast drogo. Kiedy stan w ich batalionach marszowych spadł prawie do zera, Niemcy przerzucili dywizję w rejon miejscowości Dno - Szumsk na Front Wołchowski ale i tam nie było lepiej. Straty rosły, do Hiszpanii kierowano ponaglenia o przysyłanie świeżych uzupełnień. Na początku sierpnia 1942 roku osłabiona dywizja zajęła pozycje pod Leningradem, w pobliżu miejscowości Puszkin - Słuck, uczestnicząc od tej pory w blokadzie „nieugiętego miasta". Niemcy pogodzili się już z faktem, że tej twierdzy nie zdobędą, pchnęli więc Hiszpanów do załatania luki we własnym pierścieniu, sami odczuwając brak piechoty. Oblężenie upływało pod znakiem ustawicznie ponawianych ostrzałów artyleryjskich, nalotów bombowych i dwustronnych krótkich wypadów na przedpole, które powiększały bilans ponoszonych strat.
Dywizja niewiele mogła zdziałać ani w zajmowanym pasie, ani w zaciekłej bitwie zimowej nad jeziorem Ładoga, przeprowadzonej jak zamierzali Niemcy w celu przecięcia arterii komunikacyjnych łączących Leningrad z Wielką Ziemią. Tej rundy napastnik nie wygrał, mocno wykrwawiony musiał przerwać natarcie.
Zdziesiątkowana dywizja przeszła z kolei do rejonu Krasnyj Bor, na spokojniejszy odcinek frontu. Z braku posiłków, które napływały coraz węższym strumieniem, nie była już zdolna do walki. Wszystkie ich zapewnienia, że złamią opór Armii Radzieckiej, okazały się gołosłownym mitem. Pojął w końcu tę prawdę Franco, dotąd zajmujący wygodne stanowisko politycznego lawiranta. W dniu 12 października 1943 roku na jego żądanie dywizję wycofano do Gatczyny, skąd w dwa miesiące później jej szczątkowe oddziały wróciły do Hiszpanii. Uległa rozwiązaniu, zdając dotychczasowym sprzymierzeńcom uzbrojenie i sprzęt.
Dywizja faszystowskich ochotników wyruszyła na front, licząc około 17 000 ludzi, w większości młodych roczników. W ciągu bez mała trzech lat, nie oszczędzana przez Niemców, straciła 12 026 ludzi, w tym 3234 zabitych, 8466 rannych i 326 zaginionych. Taką cenę zapłacili Hiszpanie, garnąc się dobrowolnie pod rozkazy hitlerowskiego Wehrmachtu. Spodziewali się zapewne laurów i sławy, twarda rzeczywistość wyzbyła ich jednak tych złudzeń. Nieco dłużej pozostawał na froncie wschodnim tzw. Legion Hiszpański pod dowództwem płk. G. Navarry, utworzony w składzie wojsk polowych SS i złożony z elementu najbardziej sfanatyzowanego, zajadłych falangistów armii frankistowskiej, którzy zasłużyli sobie na ponury epitet oprawców w okresie wojny domowej. Legion „trupich czaszek" był formacją znacznie mniejszą, liczył około 2000 ludzi, i uczestniczył przeważnie w akcjach przeciw partyzanckich i pacyfikacyjnych na Ukrainie i Białorusi. W kwietniu 1944 roku jego resztki przerzucono do Niemiec, po czym wskutek zamknięcia dopływu ochotników szkielet legionu odesłano do Hiszpanii. Dwie kompanie „najwierniejszych" włączono do dywizji faszystów francuskich SS „Charlemagne" i podzieliły one jej los w dniach pogromu Rzeszy.
Hiszpańscy ochotnicy pojawili się również w Luftwaffe, tworząc dywizjon lotnictwa myśliwskiego w składzie czterech eskadr. Do służby w tej jednostce mogli się zgłaszać wyłącznie rutynowani piloci z zaliczonymi walkami powietrznymi w latach 1937-1939. Przybyli na front wschodni razem z „błękitną dywizją", latając głównie na kierunku centralnym. Nosili niemieckie mundury, ich samoloty początkowo Messęrschmitty Me 109 E oznaczone były czarnymi krzyżami i swastykami w sposób typowy dla lotnictwa hitlerowskiego napastnika. Hiszpanie nie odegrali większej roli w tych działaniach, ostatnia ich grupa opuściła front w lutym 1944 roku, bez rozgłosu udając się do swego kraju.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz