sobota, 25 lutego 2012

Reduty Września Hel

Reduty Września Hel

Nocą z dnia 27 na 28 września 1939 roku odebrano na Helu radiodepeszę z Warszawy, nadaną okrętowym szyfrem: „Ze względu na ciężkie położenie i wyjątkową nędzę i biedę cywilnej ludności stolicy Warszawa kapituluje donosił gen. Juliusz Rómmel. Zostawiam Panu Admirałowi decyzję odnośnie Helu, jednakże niepożądany jest zbyteczny rozlew krwi".

Hel odpowiedział: Walczymy dalej. Nierozumni straceńcy? Jeśli tak, to za nierozumny w ogóle należałoby uznać fakt, że Polska jako pierwsza ośmieliła się powiedzieć Hitlerowi: „NIE!" i stanąć do walki.



Port wojenny w Helu rozpoczęto budować w roku 1931, a rangę Rejonu Umocnionego nadano półwyspowi w roku 1936. Powstały magazyny torped, min, składy amunicyjne i paliw ale wciąż brak było środków na ukończenie podjętych inwestycji. Zbiorniki paliw nie miały rurociągów, wiodących do basenów portowych, nie było warsztatów, zapewniających okrętom możliwość dokonania napraw, nie było nawet szpitala z prawdziwego zdarzenia.

„Wypadły" z planów żelbetowe schrony dla okrętów podwodnych, a budowę 4 schronów bojowych pod Jastarnią ukończono dopiero w kwietniu 1939 roku. Na główne uzbrojenie Helu składały się trzy baterie artylerii nadbrzeżnej średniego kalibru w tym jedna tylko nowoczesna, czterodziałowo bateria im. H. Laskowskiego o kalibrze 152,4 mm - oraz cztery baterie „pelot". Do obrony lądowej półwyspu stanął pod Jastarnią baon piechoty Korpusu Ochrony Pogranicza w sile dwóch kompanii strzeleckich i kompanii ckm.

Z morza wspierały obronę: stawiacz min ORP „Gryf”, kontrtorpedowiec ORP „Wicher". 6 minowców, 2 kanonierki i liczący 5 jednostek Dywizjon Okrętów Podwodnych. W pierwszych dniach września 1939 roku siły obrońców RU Hel – razem z załogami okrętów liczyły niewiele ponad trzy i pół tysiąca ludzi.

Rzut oko na mapę: nie darmo sami Kaszubi nazywają półwysep (choć tylko między sobą...) „krowim ogonem". Wojskowi patrzą na mapy inaczej: budują w oparciu o nie koncepcję walki. Jaka zaś była polska koncepcja obrony Wybrzeża? Dziś wiemy, że nie tylko mglista, ale i fałszywa - niestety i w samych założeniach. Przewidywano bowiem, że nieprzyjaciel będzie chciał zdobyć Hel i Gdynię atakiem i desantem z morza. Dość tradycyjnie. Dlatego też przygotowano się do obrony biernej. Stąd nawet i tę broń najgroźniejszą, której najbardziej obawiał się najeźdźca okręty podwodne użyto niewłaściwie, rozstawiając je po prostu promieniście na morzu, wzdłuż zewnętrznej linii półwyspu. Pozbawiono je w ten sposób zasadniczych atutów w walce: możliwości skrytego podejścia i atakowania przeciwnika na pełnym morzu, a nawet tuż po wyjściu z jego własnych baz.

Dziś łatwo powiedzieć: błąd. Tylko kto wówczas potrafił przewidzieć, jak „nowoczesnymi” metodami będzie prowadzona ta wojna zarówno w dziedzinie strategii, techniki jak i barbarzyństwa?

Przykład: honorując konwencje międzynarodowe nie postawiliśmy nawet na Zatoce Gdańskiej zagród minowych.

Czy obrońcy Wybrzeża zdawali sobie sprawę z miażdżącej przewagi wroga? Na pewno. Od dawna widzieli już na Bałtyku okręty Kriegsmarine, a w powietrzu samoloty, często naruszające granice. Działał też polski wywiad, a w rożnych dowództwach na Wybrzeżu było wielu światłych i doświadczonych oficerów, którzy potrafili właściwie ocenić tę sytuacje. Oczywistą, przewagę wroga miało jednak zrekompensować wystąpienie sprzymierzeńców: Francji i Anglii. Mieliśmy wytrzymać tylko pierwszy napór i uruchomić front na Zachodzie. Umówiony termin: do 15 września

A Niemcy rzeczywiście przygotowali do napaści na polskie wybrzeże ogromne siły. Dowódca Marinengruppenkommando Ost sił morskich na Bałtyku adm. Conrad Albrecht zgromadził do tej operacji blisko sto okrętów, poczynając od lekkich krążowników, poprzez niszczyciele i okręty podwodne, aż po flotylle trałowców. Bazy były tuż: w Pilawie, Ustce, Kołobrzegu, Świnoujściu nie wspominając już o obecności pancernika „Schleswig-Holstein" u nabrzeży Gdańska.

Kilkakrotnie liczniejsze były również siły lądowe, ale szczególną role wyznaczono Luftwaffe, angażując blisko 150 nowoczesnych myśliwskich i bombowych maszyn. Najważniejsze Jednak, że „Fall Weiss" absolutnie nie przewidywał jakichkolwiek desantów z morza na Gdynię lub Hel. Generalne założenie było takie: zniszczyć polskie siły nawodne, a lądowe odciąć na Wybrzeżu i otoczyć także blokadą okrętów Kriegsmarine od strony morza. Pogromu zamkniętych w matni sił polskich miało dokonać lotnictwo. Plan ten skrupulatnie wprowadzono w życie.
.
Pierwszy nalot na Hel rozpoczął się po południu 1 września, a do rana dnia 3 września naliczono ich 27. Tego też niedzielnego ranka dwa unieruchomione w helskim porcie polskie okręty - ORP „Gryf" i ORP „Wicher" - toczą zwycięski pojedynek artyleryjski z dwoma dużymi, hitlerowskimi niszczycielami klasy ”Leberecht Maass". Wspiera je ogniem bateria im. H. Laskowskiego. Kiedy rozwieją się zasłony dymne, postawione przez okręty wroga jest w polu widzenia tylko jeden z nich unieruchomiony i z silnym przechyłem.

Ale: tegoż dnia w kolejnych nalotach giną w porcie Hel „Wicher” i „Gryf", tonie przy nabrzeżu minowiec ORP „Mewa". Trzon floty już nie istnieje. Kilka pozostałych minowców cumuje w Jastarni, a o okrętach podwodnych są tylko sporadyczne wiadomości. Wraz z wiadomością, że Anglia i Francja wypowiedziały Trzeciej Rzeszy wojnę przychodzi i ta, że Wybrzeże jest już odcięte od reszty kraju. Walczą jeszcze: Gdynia, Kępa Oksywska, Westerplatte.

Ocalałe załogi zatopionych okrętów schodzą na ląd, kopią rowy strzeleckie i z karabinami w dłoniach zajmują stanowiska obronne. Wróg wdarł się już w nasadę półwyspu. Linia obrony biegnie przez Wielka wieś, Chałupy i Kuźnicę. Marynarze zdejmują też z osadzonych na dnie basenu portowego wraków uzbrojenie: z „Wichra” broń przeciwlotniczą, z „Gryfa” ciężkie wieże artyleryjskie. Następnie je przetransportują i nawet zabetonują, ale już nie zdążą z nich oddać ani jednego strzału.

7 września kapituluje Westerplatte, 14 pada Gdynia. Hel cały czas pod bombami i tegoż dnia toną w Jastarni ostatnie minowce. Polskie siły nawodne na Zatoce przestają istnieć. Pod Wielką Wsią toczą się walki na bagnety. Niemców wspiera lotnictwo i strzelające z morza okręty. Odrzucają obrońców aż pod Chałupy i na tym odcinku działania lądowe zamrą aż na dwa tygodnie, poza sporadycznymi starciami patroli.

19 września poda Kępa Oksywska i na całym polskim wybrzeżu bastion helski pozostaje zupełnie sam. Ale: działają na Helu telefony, kursuje regularnie do Jastarni pociąg, mimo wciąż zrywanych przez bomby torów. Pożary gaszone są szybko i sprawnie. 19 września obrońcy muszą wysadzić w powietrze latarnię morską na Helu: była dla artylerii okrętowej wroga doskonałym punktem orientacyjnym. Tyle, że zaczyna już brakować amunicji i żywności.

21 września wchodzi do Gdańska pancernik „Schlesien" i teraz wraz ze „Schleswig-Holsteinem" ostrzeliwują Hel. Dokuczają też oprócz samolotów lekkie siły nawodne, podpływające znienacka w różnych miejscach i otwierające ogień. Baterie polskie (choć już częściowo zniszczone) wciąż jeszcze walczą: trafiony zostaje trałowiec „Otto Braun”, rozpędzono ogniem zespól poławiaczy min.

25 września obydwa wielkie okręty wroga wychodzą z Gdańska na Zatokę i rozpoczynają ostrzał. Strzela 8 dział kalibru 280 mm i 20 luf kalibru 150 mm. Odpowiada bateria H. Laskowskiego - 4 lufy 152,4 mm. „Schleswig-Holstein” zostaje trafiony i kryje się za dymami. Akcja powtarza się 27 września. Tym razem „Schleswig-Holstein” otrzymuje trafienie trzema pociskami: w wieżę artyleryjską oraz w umieszczone pod pokładem pomieszczenie radiostacji. Są zabici i ranni.

Decyzję o kapitulacji Helu podejmuje kontradmirał Jozef Unrug 1 października i wyznacza ją na dzień następny. W tym też dniu zezwala kilku grupom oficerów i marynarzy na podjecie prób przemknięcia się morzem z otoczonego półwyspu. Właściwie już wyspy, bo dzień wcześniej kmdr. Łoś wraz ze swymi torpedo minerami wysadził pod Chałupami potężną, zaporę, złożoną z zakopanych w ziemi bojowych głowic torpedowych: cypel został w tym miejscu przerwany. 1 października tonie jeszcze na polskiej minie niemiecki trałowiec „M-85". Pociągając na dno 23 ludzi załogi.

Nocą z 1 na 2 października trwa niszczenie pozostałej broni. Zatopiono utrzymujące się jeszcze na wodzie małe jednostki, zamki do dział i amunicję, rozbito i zniszczono urządzenia artyleryjskie.

Wychodzą też na morze różne jednostki kutry rybackie, jachty, motorówki a na nich ci, co próbują nie składać broni. Część przechwytują Niemcy, części udaje się ujść chytrymi manewrami. W taki sposób m.in. unika niewoli kmdr. por. Stanisław Hryniewiecki: przez Łotwę i Szwecję przedrze się do Anglii, a tam będzie dowodził dywizjonem polskich niszczycieli w kampanii norweskiej, ORP „Piorunem" i ORP „Orkanem", wraz z którym zginie na Atlantyku w październiku 1943 roku. Z grupy 16 ludzi, którym powiodła się ucieczka na kutrze pościgowym Straży Granicznej „Batory” późniejszy kpt. Jerzy Koziołkowski będzie walczył na ORP „Sokół” na Morzu Śródziemnym, a nawet zostanie dowódcą tego sławnego „podwodniaka"...

2 października rankiem artyleria helska zestrzeli jeszcze ostatni samolot wroga 36 w tej bitwie. Przed południem wejdą do portu w Helu jednostki Kriegsmarine z desantem na pokładzie i wyższymi oficerami niemieckimi. Hitlerowskiego kontradmirała Schmundta przeprowadzi do schronu dowódcy Morskiej Obrony Wybrzeża kmdr Włodzimierz Steyer, dowódca RU Hel. Kontradmirał Józef Unrug choć urodzony w Brandenburgu i oficer kajzerowskiej floty w latach I wojny światowej będzie rozmawiał z Niemcami przez tłumacza. Tymczasem Niemcy rozbiegną się szukać najcięższych dział: przecież przez cały miesiąc trąbili wokół, że walczą z potężnie uzbrojoną „Seefestung Hela". Obrońców teraz już jeńców zabrano na pokłady okrętów. W piaskach Helu pozostało ich na wiecznej wachcie około stu, a blisko dwakroć tyle było rannych.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz