niedziela, 13 marca 2011

Droga Życia


Droga Życia

Wydarzenia toczyły się jak burza. Ześrodkowane na północy wojska Grupy Armii „Nord" feldmarszałka W, von Leeba od pierwszego dnia wojny ze Związkiem Radzieckim nacierały w kierunku Leningradu. Wróg ponosił straty, wyczerpywał stopniowo swoje siły, ale od 22 czerwca 1941 roku szedł do przodu.



Gorący lipiec minął w ogniu ciężkich walk opóźniających i osłonowych. Na sierpień obiecywali sobie Niemcy zdobycie Leningradu razem z wojskami fińskimi, które uderzały ze swego obszaru z zadaniem odcięcia miasta od wschodu w rejonie jeziora Ładoga. Napastnik spodziewał się, że ramionami tych kleszczy zamknie duży obszar, podejdzie pod mury Leningradu i zdławi jego opór szturmem. Nieprzyjaciel był tak pewny sukcesu, że już wyznaczył własnego komendanta garnizonu ze sztabem, już wytypował kwatery dla swoich oddziałów na okres nadchodzącej zimy i już skazał na śmierć tysiące mieszkańców, przewidując wyburzenie licznych dzielnic „bez znaczenia wojskowego".

Z miasta miały zgodnie z wolą Hitlera pozostać ruiny i bezimienne cmentarze. Taki byt plan, ale ku jego rosnącej irytacji czy zgoła otwartej wściekłości coś zaczęło trzeszczeć w machinie zagłady. „Rozkład jazdy do przystanku Petersburg" jak pogardliwie mówili wtedy Niemcy - od połowy sierpnia funkcjonował coraz gorzej, oby wreszcie utknąć w martwym punkcie.

Sztabowcy z OKH słali ponaglenia, naciskany Leeb odpowiadał zapewnieniami, że po krótkiej pauzie w działaniach frontowych swoje zrobi i triumfalnie wkroczy do miasta. Na tych wysokich szczeblach panował jeszcze optymizm, niżej bezpośrednio w polu sytuacja była inna. Nacierające oddziały zaległy na podejściach do Leningradu i choć znalazł się już w zasięgu karabinowego ognia, Niemcy za żadną cenę tej ziemi nie mogli zdobyć. Z taką obroną wróg nie zetknął się jeszcze nigdy. Nie zdały się na nic falowe ataki piechoty wspieranej czołgami, nie przynosił rozstrzygnięcia zmasowany ogień artylerii, nie pomogły w przełamaniu radzieckich pozycji tony bomb lotniczych. Po prostu napastnik osiągnął kres swych możliwości i jego ruch zamarł u bram twierdzy...



Zamarł, niestety, nie na wszystkich odcinkach, bo oto 29 sierpnia częścią sił nieprzyjaciel sforsował rzekę Mgę i zdobył Szlisselburg, stara warownia na wschód od Leningradu, odcinając tym manewrem miasto od strony lądu. Od tego krytycznego dnia położenie obrońców uległo poważnemu pogorszeniu. Zostali zamknięci w okowach blokady, skazani na walkę w okrążeniu. Jedyną szansą przetrwania w tych warunkach była komunikacja powietrzna, bardzo utrudniona z powodu przewagi Luftwaffe na tym froncie, i trasa wodna przez południowy skraj jeziora Ładoga. Tylko tymi szlakami można było utrzymać łączność z Leningradem, tylko tędy mogło nadejść niezbędne zaopatrzenie.

Do akcji ruszyło najpierw lotnictwo transportowe specjalnego przeznaczenia. Już we wrześniu 1941 roku wydzielono grupę 30 samolotów Li-2 z najbardziej doświadczonymi załogami. Kronikarze odnotowali, że jako pierwszy wyładował w oblężonym mieście kapitan K. Bucharow z ładunkiem żywności. Do końca tego roku lotnicy dostarczyli 6,2 tysiące ton różnych środków żywności, amunicji i innego zaopatrzenia. Z rozkazu Państwowego Komitetu Obrony samoloty wywiozły z Leningradu ponad 50 tysięcy ludzi, w tym 29 608 specjalistów i robotników wykwalifikowanych i 13 208 rannych żołnierzy. Pomoc na pewno cenna i pilnie pożądana, ale ciągle za mała w porównaniu z ogromną skalą potrzeb.

Do obrońców miasta wyciągneła dłoń przyroda, po prostu surowa jak zawsze na północy zima, która skuła lodem Ładogę. Saperzy i drogowcy odczekali parę dni, sprawdzając grubość i wytrzymałość białej tafli lodu. Wyniki tych oględzin były zachęcające, w licznych miejscach wzmocniono zamarzniętą powierzchne jeziora okrąglakami i deskami, piaskiem i ubitym śniegiem. Wszystkie prace prowadzono w nocy, troszcząc się o ich odpowiednie zamaskowanie.

Zdarzało się, że pod dalekosiężnym ogniem dział wroga, który bił „na wszelki wypadek", podejrzewając leningradczyków o podejmowane próby wykorzystania tej arterii komunikacyjnej. W porze dziennej Niemcy okładali lód bombami, też bez skutku, bo jezioro było ogromne, a niska temperatura szybko ścinała wodę w wyrąbanych eksplozjami „lejach". W takich oto warunkach dzięki ofiarności i męstwie tysięcy ludzi, odciętych od reszty swego kraju, powstała słynna „Droga życia", pulsujący świeżą krwią nerw w organizmie miasta, które furii ataków wroga przeciwstawiło wolę walki do zwycięskiego końca. Nikt tej zimy nie wiedział, że blokada przeciągnie się do 900 dni, czyniąc z Leningradu symbol jedyny tej miary. Przeżyć taki czas w obronie to dowód niezłomnego hartu i zbiorowego bohaterstwa.

Na tę lodową trasę skierowano w pierwszym roku oblężenia około 3,5 tysiąca samochodów ciężarowych, które kursowały przez 152 zimowe dni, przejeżdżając ponad 40 milionów kilometrów. Do wiosny 1942 roku Leningrad otrzymał 271 tysięcy ton żywności i furażu, 32 tysiące ton amunicji i uzbrojenia, 35 tysięcy ton paliwa płynnego i 23 tysiące ton węgla. Nie tylko trzykrotnie zwiększono dzienną rację wydawanego chleba, lecz także zdołano zgromadzić nienaruszalny zapas produktów spożywczych. Widmo śmierci głodowej, która już zaczęła zaglądać w oczy mieszkańców jesienią i zimą 1941 roku, zaskoczonych blokadą i nagle oderwanych od źródeł normalnego zaopatrzenia, zostało ostatecznie przekreślone.

Transportem samochodowym wywieziono z Leningradu 514 tysięcy ludzi, w tym głównie dzieci i kobiety. Frontowe miasto po tej ewakuacji zmieniło swe oblicze. Jedni walczyli na jego przedpolach i barykadach, inni pracowali w ciągle czynnych zakładach przemysłowych, pełnili służbę w straży pożarnej i brygadach remontowo - awaryjnych, w szpitalach i oddziałach obrony przeciwlotniczej. Wszystko zaś uzależnione było od sprawnego funkcjonowania „Drogi życia", ogniwa kontaktu z Wielką Ziemią, w istocie wątłego i narażonego na zniszczenie.

Podczas drugiej zimy, kiedy nie powiodły się próby rozerwania pętli na gardle miasta, leningradczycy z uporem godnym najwyższego podziwu ułożyli rurociąg na dnie Ładogi, którym dostarczane były paliwa w kilku asortymentach dla samolotów, wozów bojowych i przemysłu. Mało tego, zbudowali też na lodzie obok drogi samochodowej magistralę kolejową. Jej przepustowość i nośność była, co oczywiste, dużo mniejsza od torowisk naziemnych, ale i ten kroplowy system dostaw też odegrał niebagatelną rolę, nawet w ruchu dwustronnym. Tą właśnie linią przerzucono na wolne od wroga zaplecze aż 3700 wagonów z mieniem mieszkańców, zapasami zbędnych w mieście surowców i agregatami rozmontowanych fabryk. Jechała również z Leningradu produkowana tam broń: moździerze i armaty pułkowe.

W styczniu 1943 roku znaczenie „Drogi życia" zmalało, ponieważ wojska radzieckie przedarły się do miasta, otwierając wąski korytarz już na lądzie. Z lodowej płyty kierowcy mogli się przenieść na twardą nawierzchnię już bez obaw, że pęknie pod kołami i wchłonie wóz w głębinę. Po tamtej drodze poruszali się tylko w zimie, teraz takich ograniczeń nie było. Leningrad odetchnął i z początkiem 1944 roku zawdzięczając swe ocalenie ludziom z jeziora Ładoga powitał wolność po przełamaniu blokady.

Zobacz także: Oblężenie Leningradu

Tagi: Front wschodni, Droga życia, Historia Rosji,

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz