Legion Condor
Gdy w Hiszpanii wybuchła wojna domowa. Franco zwrócił się do Niemiec o pomoc, zwłaszcza o wsparcie lotnicze. Führer zastanawiał się, ja natomiast żywo nalegałem na udzielenie pomocy bez względu na okoliczności" - tak powiedział na procesie norymberskim Hermann Goering, naczelny dowódca Luftwaffe, jeden z głównych inicjatorów niemieckiej interwencji zbrojnej w tym kraju. Nie ukrywał tego, że wojna zapoczątkowana buntem generałów, którzy czynnie wystąpili przeciwko legalnemu rządowi republiki i siłom Frontu Ludowego stała się czymś w rodzaju „szkoły ognia", wielkim poligonem doświadczalnym.Apel generała Franco skierowany do Berlina nie pozostał bez echa. Pierwszym aktem pomocy był most powietrzny, zorganizowany pod maską „prywatnej" firmy „Hispano-Marokanische Transport-Aktiengesellschaft", w skrócie „Hisma". Park sprzętowy tej rzekomo cywilnej spółdzielni składał się z trzysilnikowych samolotów Junkers Ju-52 z niemieckimi załogami, stosowanych w Luftwaffe w wersji bombowej i transportowej. W pierwszych miesiącach rozpętanej wojny, kiedy pozycja Franco nie była jeszcze zbyt silna, na ich pokładach przerzucono około 15 tysięcy kolonialnych żołnierzy z Maroka do południowych prowincji Hiszpanii, gdzie połączyli się z rebeliantami. Most funkcjonował także w okresie późniejszym i tą drogą ściągnięto dalsze kontyngenty Marokańczyków, rzucanych do walki przeciwko wojskom republikańskim.
W sierpniu 1936 roku na pokładzie statku s/s „Usaramo" wyruszyła z Hamburga pierwsza grupa niemieckich ochotników, którzy mieli wejść w skład Legionu Condor, interwencyjnej formacji złożonej z personelu Luftwaffe. Werbowano ich w trybie tajnym na zasadzie „dobrowolnego" zaciągu. Ośrodek rekrutacyjny znajdował się w Berlinie, tam wydawano im cywilne ubrania, hiszpańskie dokumenty i walutę. Od tej chwili stawali się „turystami", „kupcami", „technikami", niczym nie ujawniając prawdziwej twarzy ani specjalności wojskowej. Punkt wyczekiwania mieścił się w D?beritz, skąd grupami byli kierowani do Hamburga. Tam zajmowali miejsca na statkach pasażerskich, którymi jak oficjalnie głoszono mieli rzekomo udawać się do Genui.
Właściwy cel podróży stanowił tajemnicę, podobnie zresztą jak zabierany „bagaż" w ciężkich skrzyniach. Z wyjeżdżającymi można było utrzymywać korespondencję, posługując się jednym tylko adresem: „Maks Winkler, Berlin, S.W. 68", spełniającym rolę zakamuflowanej skrzynki kontaktowej. Wszystkie listy i przesyłki podlegały ścisłej kontroli. Obowiązywał zakaz przekazywania jakichkolwiek informacji z pola walki w Hiszpanii. Rodziny zawiadamiane o śmierci krewnych nie miały prawa rozgłaszać przyczyn i miejsca zgonu.
Ekipa na statku „Usaramo" składała się z 85 oficerów i podoficerów Luftwaffe, w tym dziesięciu pilotów myśliwskich i dziesięć pełnych załóg samolotów bombowych, nie licząc personelu technicznego. W ładowniach umieszczono sześć rozmontowanych dwupłatów myśliwskich Heinkel He-51 i części zapasowe do Junkersów Ju-52/3. Na kilku takich transportowcach nieco wcześniej 27 lipca 1936 roku, poleciała wprost do Sewilli inna grupa z przydziałem do obsługi mostu powietrznego. Franco otrzymał zatem obiecane wsparcie lotnicze, które z czasem osiągnęło kształt Legionu Condor, nowego związku taktycznego złożonego z eskadr myśliwskich, bombowych, rozpoznawczych i transportowych z własnym personelem obsługi technicznej, pododdziałami wartowniczymi, łączności i artylerii przeciwlotniczej. Niemcy byli formalnie wcielani w skład lotnictwa rebeliantów, nosili jego mundury i dystynkcje, pobierali uposażenie o jeden stopień wyższe niż w Luftwaffe, na ich samolotach malowany był znak faszystów hiszpańskich: biały kwadrat przecięty skośnymi ramionami czarnego krzyża.
Eskadry myśliwskie wyróżniały się ponadto emblematem cylindra umieszczonego na maskach silników. Sami Niemcy nie bez ironii mówili, że „ten kapelusz jest trzynastym cylindrem, dzięki czemu osiągają prędkość prawie taką jak republikańskie bombowce . Przystąpili do działań na już przestarzałych He-51 i dopiero w 1937 roku pojawiły się samoloty Messerschmitt Me-109B o nowocześniejszej konstrukcji. Od tego czasu hitlerowski napastnik zaczął stopniowo zdobywać przewagę. dysponując sprzętem wyższej klasy.
Lotnictwo wojsk rządowych posługiwało się głównie samolotami przekazywanymi w ramach pomocy ze Związku Radzieckiego, dostawa w latach wojny objęła około 650 myśliwców I-15, I-15 bis, I-16 oraz bombowców SB-2. Do Hiszpanii przybyła też grupa ochotników instruktorów z Rosji Sowieckiej, którzy szybko zwrócili uwagę na pogłębiające się różnice w taktyczno-technicznych parametrach sprzętu w porównaniu z analogicznymi typami w Legionie Condor. Te ostrzegawcze sygnały stały się powodem zainicjowanej z początkiem 1939 roku technicznej rekonstrukcji w radzieckim lotnictwie wojskowym, nakreślonej z dużym rozmachem, choć na jej pełne zakończenie nie starczyło jut czasu. Agresor uderzył w momencie, kiedy przemysł uruchamiał produkcję nowoczesnych samolotów.
Powietrzna ofensywa Niemców w Hiszpanii rozpoczęła się wkrótce po utworzeniu pierwszych eskadr. Obiektami ataków bombowych były porty nad Morzem Śródziemnym, w których stacjonowały jednostki floty republikańskiej, które nie przyłączyły się do rebeliantów. Pod koniec 1936 roku groźny cień „Condora" zaczął pojawiać się nad innymi miastami, niosąc śmierć ich mieszkańcom w ruinach niszczonych domów. Używane początkowo powolne Junkersy Ju-52/3 zastąpiono nowym modelem dwusilnikowego Ju-86D ale i ten samolot nie spełnił zakładanych oczekiwań. Zastąpił go średni bombowiec Heinkel He-111, rozwijający większą prędkość, dzięki czemu mógł operować bez osłony myśliwskiej.
Jego pierwowzorem był samolot komunikacyjny, zaprojektowany w okresie, kiedy Niemcy jeszcze „nie mieli" własnego lotnictwa wojskowego. „Hiszpański poligon" dowiódł, co kryło się za tą konstrukcją. Wystarczyła niewielka adaptacja, żeby z pasażerskiego na pozór Heinkla uczynić sprawne narzędzie walki. Podobną „ewolucję" przeszedł także dwusilnikowy Dornier Do 17, zastosowany eksperymentalnie w Legionie Condor. Ten z kolei miał być rzekomo samolotem pocztowym, budowanym na zamówienie towarzystwa Deutsche Lufthansa. W lecie 1938 roku pierwsze egzemplarze Dornierów skierowano do Hiszpanii, ale w innej już roli, bez fikcyjnego parawanu. Zamiast listów przenosiły bomby.
Na krótko przed zakończeniem wojny Niemcy sformowali doświadczalną eskadrę, przydzielając jej 15 tych bombowców w wariancie Do-17 F-1, uznawanym wówczas za techniczny szlagier Luftwaffe. Niewiele miesięcy później mieli z nimi walczyć polscy piloci, nie wykluczone, że z tymi samymi załogami, które „trenowały" nad hiszpańskimi miastami. Goering zatroszczył się nie tylko o wymianę sprzętu, lecz także o rotację kadr. W krótkich odstępach czasu jedni wracali, drudzy wyjeżdżali drogą morską bądź od razu powietrzną na lotniska zajmowane przez Legion Condor. Szacunkowo biorąc, ten ruch objął 50 tysięcy Niemców, w przeważającej części żołnierzy lotnictwa. Przerzucano ich do działań na front centralny i do innych rejonów, ogarniętych pożogą niszczycielskiej wojny. Zmieniała się długość i szerokość geograficzna, ale zadanie nie ulegało zmianie. Powtarzały się naloty na wszystko, co w nomenklaturze interwentów miało nosić nazwę „celu wojskowego" z przypisywanym sobie prawem jego interpretacji i wyboru.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz