Wywózka więźniów obozu NKWD z Rembertowa na Ural
Wkrótce po zajęciu Rembertowa przez Armię Czerwoną na terenach byłej Fabryki Amunicji „Pocisk" stworzono obóz NKWD nr 10, stanowiący enklawę, do której dostępu nie mieli nawet członkowie UB. Obóz był przeznaczony jako miejsce odizolowania masowo aresztowanych członków organizacji głównie: AK, NSZ i innych niepodległościowych związków działających w konspiracji przez całą okupację niemiecką.Ocalałe po fabryce hale zostały zaadoptowane jako pomieszczenia do przetrzymywania Polaków i otoczone drutem kolczastym. Do połowy marca 1945 roku obóz został napełniony do założonej liczby więźniów, wobec czego wytypowano i przygotowano do deportacji około 1500 osób, które załadowano po 50 osób do wagonów szerokotorowych i wywieziono w Niedzielę Palmową na wschód. Nikt z nas - zesłańców, nie wiedział gdzie jedzie i jaki los go spotka. Okazało się, że podczas podróży odbywającej się w nieludzkich warunkach, trwającej miesiąc przebyliśmy ponad 3000 km jadąc przez Brześć - Moskwę - Kazań w okolice Sośwa i zamknięto nas w łagrach Archipelagu GUŁag. Tak zamknięci wegetowaliśmy w tajdze blisko trzy lata, pracując katorżniczo w chłodzie i głodzie przy wycinaniu drzew i ich wysyłce na obszar ZSRR. W czasie tej nieludzkiej podróży zmarło 360 zesłańców, którzy dowiezieni w tzw. „trupiarkach" zostali bezimiennie pochowani na „nieludzkiej ziemi".
Po odjeździe pociągu na Ural do pozostałych około 500 więźniów w Rembertowie dowożono jeszcze nowych, gdyż liczne aresztowania nadal trwały. W połowie maja 1945 roku obóz ponownie zapełniano do 2000 osób. W tym czasie rozeszła się wiadomość, że następny transport zostanie wysłany do ZSRR pomimo zakończenia wojny w Europie 8 maja 1945 roku. W tej sytuacji działający na terenie powiatu Mińsk Mazowiecki oddział AK, pod dowództwem ppor. Edwarda Wasilewskiego „Wichury" dokonał w Zielone Święta w nocy z 20 na 21 maja 1945 brawurowego odbicia około 500 więźniów. Niestety około 100 z nich wyłapano a następnie torturowano i zamordowano.
Po tej akcji Sowieci uznali, że obóz jest mało bezpieczny i więźniów wywieziono do stałych zakładów karnych takich jak: Rawicz i Wronki. Do wywózki na Ural nie doszło. Gdy władze komunistyczne w Polsce uznały, że ujarzmienie narodu jest w dostatecznym stopniu dokonane dzięki utworzeniu wielotysięcznego aparatu represji w postaci UB i stacjonujących w Polsce licznych oddziałów NKWD i Armii Czerwonej – rozpoczęto akcję repatriacji tych, którzy przeżyli.
Największa grupa około 1000 osób wróciła na przełomie października i listopada 1947 roku. Po powrocie w czasach PRL nie rozpieszczano nas. Byliśmy tzw. „żołnierzami wyklętymi" inwigilowanymi przez aktywnie działające UB aż do zakończenia działalności tego zbrodniczego aparatu - wynika to z materiałów zawartych w teczkach przekazanych przez Instytut Pamięci Narodowej. Jednak nie wszystkich pozostawiono w spokoju. Na gen. Auguście Emilu Fieldorfie - legendarnym „Nilu", jednym z najwybitniejszych dowódców AK dokonano politycznego mordu sądowego.
Obóz rembertowski legendę swą zawdzięcza nie tylko temu, że przez niego przeszło wielu znanych działaczy polskiego podziemia jak wspomniany Fieldorf, ale także dlatego, że dokonano tu nie notowanego w dziejach odbicia więźniów, co zaszokowało nawet Stalina i Berię. W PRL mówienie o zbrodniach komunistycznych było zakazane a za ich rozpowszechnianie można było trafić na długie lata do więzienia.
Dlatego informuję czytelników, że teren po fabryce „Pocisk" w Rembertowie jest nie tylko miejscem po obozie NKWD, ale również cmentarzyskiem, na którym spoczywają zwłoki bezimiennych ofiar dokonanej tu zbrodni. Miejsce to upamiętnione jest Pomnikiem Więźniów Obozu NKWD przy zbiegu ulic Marsa i Płatnerskiej. Budowany staraniem Stołecznego Komitetu Budowy Pomnika i społeczeństwa został odsłonięty i poświęcony 21 maja 1995 roku, w 50. rocznicę odbicia więźniów tego obozu.
Każdego roku pod pomnikiem w rocznicę odjazdu transportem (25 marca) i odbicia więźniów (21 maja) odbywają się uroczystości poświęcone tym wydarzeniom.
Na podstawie artykułu Jana Zalewskiego Czasopismo Kombatant 4/2007
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz